I nic się nie tłumaczy wprost

Dziś nad ranem usłyszałam „A” tak przewrotne i zabawne, że się zaśmiałam i zapomniałam o alfabecie. Potem… potem przyszło „B”. To już nie było takie zabawne. Się przestraszyłam. Było niepokojąco prawdziwe. Niepokojąca konsekwencja i nie mniej niepokojąca świadomość, że nic się nie dzieje przypadkiem, zrobiły swoje. Podziękowałam oczywiście grzecznie, drżąc troszeczkę i buntując się po cichu „prawo wolnej woli, prawo wolnej woli… still on”. Jestem bezpieczna.

Haha, teraz… jak to piszę… pojawiło się… małe, malutkie „c” :) Ale do „Z” jeszcze trochę. Przecież ja dopiero zaczynam. Delikatnie poproszę.  

Dzieci były dziś na wycieczce w Zoo. Nie lubię Zoo. Spytałam każde niezależnie – co ci się najbardziej podobało? Były zgodne (co nie zdarza się codziennie). „Tygrys!” Asia dodała: „kiciuś”.

Za dwa dni chrzciny mojego ukochanego siostrzeńca. Zostanie „chrześniakiem”. Kupiłam ładną kartkę. Teraz tylko napiszę coś ładnego. TYLE bym chciała powiedzieć… Jak to ktoś powiedział… potrzebuję większej kartki… Stanowczo. 

Miłego weekendu kochani!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Koniec Agaty. Tak właśnie.

Barbara Kazana