Koniec Agaty. Tak właśnie.
Byłam u neurologa. Odwlekałam tą wizytę i odwlekałam. Z przerażeniem patrzyłam na to wszystko co się ze mną dzieje. Usłyszałam, to czego się spodziewałam – że moje SM nie ma już postaci rzutowo-remisyjnej, tylko postać postępującą. Już nie ma sinusoidy (raz lepiej, raz gorzej), tylko jest prosta w dół. Że leki, które biorę już nie działają. Że teraz albo wezmę chemioterapię (tą samą, co się bierze w złośliwym nowotworze limfatycznym i przy ostrej fazie białaczki), wyłysieję i padnę (bo nawet pacjenci z nowotworami nie są na chemii przez 2 LATA) – i to jest refundowane, albo będę sobie z własnych funduszy kupowała Tysabri - lek, który kosztuje prawie 8 tys.zł za 4 tygodnie terapii. Tak, dokładnie, 1 miesiąc leczenia jest wart więcej niż nasz samochód. Czyli na dzień dzisiejszy nierealne kompletnie, bo kto może sobie w tym kraju na to pozwolić? Nieliczni. Z 1% podatku zostało już na 3 miesiące kuracji Tysabri. Potem chemioterapia (2 lata, bo jest tak toksyczny, że więcej żaden organizm n
Czytając Radykalne wybaczanie uderzyło mnie , ze cala koncepcja oparta jest na wierze w Stwórcę . Na wierze w Boga i zaufaniu Stwórcy. ..
OdpowiedzUsuńNie mam tak głębokich przemyśleń jak Ty na tematy religijne. Mam do tego luźny stosunek tzn akceptuje ludzi o szerokim wachlarzu przekonań i nie budzi to we mnie emocji.
Natomiast w książce radykalne wybaczanie bardzo mnie zaskoczył temat Boga , że cała teoria oparta jest na wierze ... jakby osoby niewierzące nie miały tej szansy. I wydaje mi się to... trochę. ... niewiarygodne?
Och, no przecież nie będę bronić wiarygodności książki. Aczkolwiek… coś dookoła jest. Można to nazwać wszechświatem, bogiem, energią… Można mówić, że nie ma nic, ale to nie zmienia, tego co jest. Koncepcja Boga jako stwórcy, nie jest mi bliska w kontekście, że Bóg jest na zewnątrz nas. Że ktoś nas stworzył i jest nad nami. Colin pisze to, co uważa, jak każdy. Myślę, że narzędzie które stworzył, pomaga ludziom. Niezależnie od tego, czy wierzą w Boga, ani nawet czy wierzą w to narzędzie. Wystarczy moim zdaniem wierzyć w siebie i nieprzypadkowość rzeczy. Dlatego o tym napisałam. Wiesz ile książek zaczęłam w życiu czytać i odrzucałam je natychmiast, jak coś ze mną nie rezonowało? Mnóstwo. I mówiłam, TEN nie, bo TEN kłamie. I zostawiałam. Z czasem nauczyłam się, że nie ma na tej planecie nic totalnie czystego, perfekcyjnego. Ani książki, ani osoby. Ani teorii, ani religii. Ani healera, ani terapii. Ale już nie szukam ideału. Już ideału nie potrzebuję, bo wiem, że każdy ma w sobie coś dobrego i od każdego mogę się czegoś nauczyć. Weź dla siebie to, co rezonuje, odrzuć resztę. Jak nie rezonuje nic, odrzuć wszystko. I co w tym złego? Tak jest, sobie ufaj, nie mi, nie Colinowi. Jak będziesz ufać sobie, nie będziesz miała potrzeby oceniać innych, pozwolisz im być, kim są. Osoby niewierzące mają szansę na to, co tylko chcą.
OdpowiedzUsuńNie neguję Colina.
OdpowiedzUsuńMówię tylko ze polemy , o których pisze są czysto ludzkie. Starczy się otworzyć na chęć rozwiązania , posłuchać drugiego człowieka by problem rozwiązać. Nie wiem czemu nie wierząc w Stwórcę Colin pisze ze się nie uda.
Tak napisał? Pewnie nie tylko to, pewnie jakbym przejrzała książkę, znalazłabym swoje notatki na marginesach z puentą haha w różnych miejscach :) Ale jeszcze więcej podkreśleń na żółto… że coś ma sens… W ogóle funny thing, przed chwilą CHCIAŁAM tą książkę przejrzeć, żeby wiedzieć, co piszesz, bo tego akurat nie pamiętam. Leżała z resztą Colina, popchnęła mi się i wpadła za resztę książek. I leży ;)
OdpowiedzUsuńJa zwyczajnie twierdzę że każdy ma szansę na dokonanie wybaczenia i rozwiązania ludzkich problemów. I nie zauważyłam by wierzącym było łatwiej ;)
OdpowiedzUsuńZależy w co wierzysz... jak w siebie, to zdecydowanie łatwiej (podobno, haha, no dobra, trochę z autopsji). A jak w kogoś albo nawet instytucję, która tylko cię straszy i wyciąga z ciebie energię, to cóż, masz jej mniej dla siebie... Każdy ma szansę, na co chce. I to niezależnie od innych. Niezależnie od ich szans, od ich poglądów, od ich wszystkiego.
OdpowiedzUsuńChociaż przyznam, że odkąd dostrzegłam boskość w życiu (a byłam zbuntowaną ateistką w swoim czasie), żyje mi się dużo łatwiej. Łatwiej jest ufać. Czuję się bezpieczniej. Nie boję się o przyszłość. Nie boję się śmierci. Wiem, że ta energia która jest dookoła, dba o mnie, że ja też jestem jej częścią. To gadanie jest, ja wiem, nie da się kogoś przekonać, więc nawet nie próbuję. Albo ktoś to czuje albo nie. Są różne potrzeby ludzkie i różne sposoby ich zaspokajania. Wybieramy swoje drogi, żeby mieć najlepszą dla nas. Dobrze, jak wybieramy sami.
OdpowiedzUsuńO tak! Byziaki
OdpowiedzUsuńMiło być buziaki :)
OdpowiedzUsuńA tak na marginesie ,w piątek ( tak jak u Ciebie) nieco mnie przewialo. I z wieczora wystartowała gorączka prawie 40 stopnii. Neurologia wysiadła kompletnie . Cała sobotę i niedzielę oraz dziś od rana walczę z gorączką. No masakra. Łamanie w kościach i totalny spadek formy. Na kółkach. Bez kataru czy kaszlu. Zatem apeluję, by odpowiednio ubierać swoje ciała i o nie dbaćn, bo wiosna jest zdradliwa ,a to może sporo zaszkodzić.
UsuńUbierajmy się zatem na cebulę , płaszczyki i kapelusiki, nie ma się co jeszcze rozbierać :(