Jaki ładny dzień. Mogłabym dziś posadzić drzewo. Ale pech
chciał, że na niedzielnym grillu Jacusiowym przeziębiłam się paskudnie. I teraz
sobie kaszlę, smarkam i popijam szałwię z miodem (znowu). Wady i zalety
najdroższej na świecie immunosupresji.
A urodzinowa impreza Jacuchy… Przednia. Nawet pogoda
dopisała. I goście przede wszystkim!! W tym zobaczyłam jedną osobę niewidzianą
od lat (dziękuję za niespodziankę, Aniu!). Dopisały też prezenty. Nie sposób
wymienić tego wszystkiego. Jacuś dostał tyle zabawek, że bagażnik pełen. Nawet
mój wózek musiał zostać tam w garażu (grill był u dziadków), bo nie miał szans
się zmieścić. Co jeszcze dopisało? Humory!! Jacuś się bawił ze swoimi kolegami
(małą Justyną, małym Piotrusiem i troszkę większym Pawełkiem). Bawili się
wybornie. Z ciocią Agatą, z wujkiem Mariuszem… Małe zabierały sobie nawzajem
prezenty, walkom nie było końca. A mama ze starszymi gośćmi sobie poplotkowała
przy stole. Przy różnych pysznych pysznościach. Grillowych i nie grillowych.
Było super. Taka byłam zaaferowana, że niestety nie zrobiłam żadnego zdjęcia.
Trochę smutno, ale cóż, zostają wspomnienia :) Dziękujemy jeszcze raz wszystkim
gościom i małym i dużym za wspaniałą imprezę!!
Aha, wiecie co kupiłam wczoraj? Huśtawkę ogrodową. W
biedronce :) Historia z tą huśtawką, jest naprawdę wielka. Z Agatką
zjeździłyśmy pół Gdańska, żeby dostać huśtawkę w tym kolorze, co chciałam. W
trzeciej z kolei biedronce – hurra, jest!! Ale ważyło toto ze sto kilo (i
przesadzam tylko odrobinę!). Zaciągnęłyśmy ową huśtawkę do schodów. I ups, co
teraz. Na dodatek padał deszcz. Podnieść to we dwie (szczególnie że te dwie to
Kulawa i Maleństwo) – problem. Ale pojawił się życzliwy Lechista. Wziął ten
mega karton pod pachę i zaniósł do samochodu. I teraz kolejne ups – Agata
jeździ Micrą! Ale dobra, będziemy próbowały. Nie wchodzi z żadnej strony. Cóż,
zaskoczeniem to nie było. A może położymy tylne oparcie? Ale jak? Próbowałyśmy
i próbowałyśmy i nic. Ot, dwie blondynki. Poprosiłam kolejnego pana o pomoc. Na
nasze usprawiedliwienie – pan też długo walczył, zanim się udało! Siedzenie
leży, Pan poszedł. A toto dalej nie chce wejść. Trzeba było podnieść z jednej
strony i włożyć nad położone do przodu oparcie siedzenia pasażera. Dałam radę.
Agata popchnęła i JEST! Zajechałyśmy do domu i Agata z siłą słonia wciągnęła
huśtawkę na schody werandy. Teraz tylko problem, kto tą huśtawkę zmontuje? Problem,
jak na razie, nierozwiązany. Ale byłyśmy z
siebie dumne z Agatką. Chyba będę mocno doceniać tą huśtawkę i każdemu gościowi
opowiadać jej historię, hehe ;) No i o huśtawce wyszło dłużej niż o własnym
synu!
Parę zdjęć z po-imprezki. Tylko tyle niestety…
|
Pan Profesor |
|
Ja też chce urodzinki |
|
Cieszę się prezentami z Pawełkiem |
|
Super, że wszystko się udało. Pamiętaj, że najważniejsze to co zostaje w naszym sercu i pamięci.
OdpowiedzUsuńPięknie! Pozdrawiam cieplutko :)
OdpowiedzUsuń