O ciałku
Cześć kochani. TGIF?:) O czym dziś? O
dbaniu o siebie, o swoje ciało.
Nie od razu wiedziałam, czego
potrzebuje moje ciało. Kiedyś, to co robiłam, było mocno chaotyczne. Testowałam
różne rzeczy na zasadzie „tonący brzytwy się chwyta”. Szkodziły mi te rzeczy.
Nie tylko alternatywna medycyna, ta konwencjonalna chyba zaszkodziła mi
najbardziej. Lata immunosupresji (interferon, copaxone, gilenya), przez to
ciągłe infekcje i antybiotyki. Lata antydepresantów, bo przecież lęk (stres)
szkodzi na SM, trzeba przed nim jakoś
uciec. Sterydy przy każdym pogorszeniu. Leki przeciwzapalne przy każdym
bólu. I nie tylko medycyna mi szkodziła. ŻYCIE. Lata dezodorantów z aluminium
(neurotoksyna, ale kto to wiedział?). Lata past do zębów z fluorem
(neurotoksyna, ale kto to wiedział?). Lata diety nie-mądrej. Lata pośpiechu.
Wreszcie lata wymagania od siebie za dużo, nie doceniania siebie, stawiania
sobie nierealistycznych standardów.
Nie da się wyzdrowieć z dnia
na dzień. Że nagle się „oświeciłam” na temat co mi szkodzi i nagle wszystko
wiem, co jest dla mnie dobre. I nagle naprawię te lata szkód, nie dbania o
siebie, nie kochania się. Nie ma że to wszystko nagle zniknie, to jest moje
quantum, to cześć mojej energii, muszę to wyleczyć, jak chcę być zdrowa.
To jest proces. Ale jestem
taka wdzięczna, że go zaczęłam. To się dzieje. Nie ma drogi powrotnej. Teraz
już jest i będzie tylko lepiej. Ale stopniowo. Daję swojemu organizmowi czas,
podczas gdy sama leczę, „procesuję” i uwalniam głębsze przyczyny niedomagań
fizycznych. Uczę się nie bać, buduję poczucie bezpieczeństwa.
A jak ja dbam o ciało?
Chodzę na basen, siłownię.
Ćwiczę jogę, self-guided, intuicyjną. Ćwiczę na rezonansie stochastycznym (SRT).
Ćwiczę na orbitreku. Z refleksologii robię klawiki, wałek Lyapko, stópki,
głowa, ukochany robi mi nawet uszy (według algorytmy dr Barbasiewicza, który udoskonalił
akupunkturę, naukę o wielu tysiącach lat historii). Jem bez glutenu, bez
nabiału i organic, jeśli tylko mogę. Piję wodę z solą, piję ziółka, zakwas z
buraków, sok a aloesu, czarnego bzu, olej z ogórecznika. Wyciskam sok z selera
i grejpfrutów. Gotuję buliony kolagenowe. Pije terapeutyczne koktajle (jes,
codziennie:) Stosuję olejki eteryczne, szczególnie rozmaryn i tymianek. Używam
lampy na podczerwień. Medytuję. Codziennie rano płuczę usta olejem kokosowym, a
potem wodą z wodą utlenioną. Myję zęby sodą oczyszczoną. Zamiast dezodorantu
używam samo-robnej mikstury na bazie srebra koloidalnego, alkoholu i olejków
eterycznych. Robię wizualizacje Belleruth Naparstek, medytacje Louise Hay i
różne inne. Oddycham głębiej, świadomiej. I oczywiście mając chłopaka masażystę
(mistrza!) jestem BARDZO zadbana, jeśli chodzi o masaże:)
Kocham to ciało. Uczę się je
kochać coraz lepiej. Uczę się go słuchać. Nie wierzyć, co mówią inni (nie jedz
surowych żółtek, bo salmonella, jedz surowe żółtko, bo w żółtku jest wszystko
oprócz witaminy C, jedz ziemniaki, nie jedz ziemniaków, itd). Można zwariować.
Sami wiemy najlepiej, co jest dla nas dobre. Jak tylko damy sobie czas i
przestrzeń, żeby siebie posłuchać i zrozumieć. Wtedy się dowiemy o sobie. Od
siebie, nie od innych, co się mądrzą na NASZ temat. To nasze ciało, nasza
odpowiedzialność. I nasz dar.
Kocham Was bardzo, miejcie
dobry dzień <3
Agatko brawo .Postępowanie dietetyczne mam dokładnie takie samo , za wyjątkiem wody utlenionej po kokosie. Akurat tego nie robię , a reszta niemal identycznie.
OdpowiedzUsuńCo do dbania o ciało to zrobiłaś na mnie piorunujące wrażenie. Będę do tego dążyć. Ja robie codziennie gimnastykę i raz w tyg rehab z rehabilitantem. Na koniec krótki masaż. Gratuluję ukochanego, który o Ciebie dba , przekazuje dobra energię , wykazuje troskliwe gesty. To takie ważne.
A dlaczego zrezygnowałas z gilnei ?
Wydawało mi się ze postawiła Cię na nogi? Czy możesz coś o tym napisać?
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Dzięki Aniu, miło jak mówisz miłe rzeczy. Napiszę o gilenyi, jesteś trzecią osobą która pyta. Przez bloga, bo "fizyczne" otoczenie było dużo mniej wyrozumiałe. Duuużo opowiadałam, co i dlaczego. I i tak wszędzie krytyka i brak zrozumienia. Ale nie szkodzi, nie potrzebuję być rozumiana aż tak bardzo. Tylko czasem smutno, jak ze strony własnej rodziny nie ma nawet woli, żeby zaakceptować, że jestem dorosłym, wolnym człowiekiem. I to nawet zupełnie nie-głupim, zdolnym podjąć decyzje, które w danym czasie, będą mi służyły najlepiej. Nie szkodzi, napiszę więcej, soon. Całuję <3
UsuńTo bardzo budujące , że własnymi działaniami podtrzymujesz zdrowie!
OdpowiedzUsuńBardzo dużo robisz dla siebie! Tak trzymać. Widać że warto.
Ja się musze tego nauczyc, że np ważniejsza bedxie dla mnie własna gimnastyka niż deser dla rodziny. Jeszcze nie umiem prawidłowo zdecydować ,tylko czasem zdarzają mi się przebłyski . Pozdrawiam.
Aniu:) A może nie ma czegoś takiego jak „prawidłowe” decydowanie... A jeśli jest, to byłabym skłonna powiedzieć, że zawsze prawidłowo decydujemy. Na poziomie świadomości i wiedzy, którą posiadamy w danym momencie. I będziemy decydować CORAZ lepiej, bo i świadomość i wiedza rosną. Nie ma potrzeby się oceniać. Ani to nie pomaga, ani nie buduje. Tylko generuje poczucie winy, więc świadomość utyka nam na jeszcze niższym poziomie i błędne koło. All is well in my world <3
UsuńChodziło mi o to , że gospodarując czasem , często wybieram zrobienie czegoś dla domowników, a zdarza się , że potem zabraknie dnia bym zrobiła cos na czym mi zależy i to by była przyjemność tylko dla mnie (książka, gimnastyka , zadbanie o siebie) o takie drobne decyzje mi chodzilo. Nie o grube życiowe.
UsuńPozdrawiam serdecznie Ania.