O myślach ciąg dalszy
Cześć kochani. Jak się
czujecie? Niech to będzie ekstra dzień.
Ostatnio pisałam, o tym, jak
ważne jest to, co myślimy. Dziś będzie o zdrowiu. Choruję, wiecie, że choruję.
Jestem przekonana, że zanim zachorowało moje ciało, zachorowała dusza. Ciało
jest moim zdaniem najbardziej zewnętrzną częścią człowieka, najmniej intymną. I
teraz, co zrobić, żeby poczuć się lepiej?
Jeśli będę myśleć o sobie,
jako o „osobie niepełnosprawnej”, jeśli będę myśleć o swoich objawach (myśleć
lub opowiadać ludziom czy to w celu wyżalenia się, czy też zdobycia współczucia
z ich strony), nasilam te objawy. Jeśli myślę o swoich ograniczeniach „dodaję”
im racji bytu. Potwierdzam, że są, że „tak już jest”. Ale ja nie chcę, żeby tak
było. Ja chcę się czuć dobrze. Dlatego skupiam się na dobrych rzeczach.
Doceniam swoje sukcesy. Sukcesy w ćwiczeniach, sukcesy w odżywianiu się.
Sukcesy w coraz lepszym rozumieniu siebie i w konsekwencji też rozumieniu
swojego ciała.
Rozmawiam ze sobą w lustrze. Szczególnie, jak mi ciężko. Mówię
sobie „kocham cię, kocham cię właśnie teraz, kocham cię właśnie taką jaka
jesteś. Wszystko dzieje się dla twojego najwyższego dobra, nawet jeśli jeszcze
nie rozumiesz, jakie to będzie dobro”.
Nie chodzi o to, żeby
zaprzeczać swoim uczuciom i „uśmiechać się na siłę”. Chodzi o to, żeby być ze
sobą szczerym, przyjąć dane uczucie do świadomości, jako moja prawda tu i
teraz. Ale nie znaczy to, że możemy pozwolić temu uczuciu (ciało emocjonalne)
sterować naszym ciałem mentalnym (myślami). Przyjmijmy fakt, czuję się teraz
średnio dobrze, to jest moja prawda tu i teraz. Patrzę na nią, obserwuję. Nie
poddaję się jej. I chcę się poczuć lepiej. Wiem nawet, że jest to możliwe. Więc
pytam, co mogę zrobić tu i teraz, żeby się lepiej poczuć?
Moja odpowiedź to zwykle,
bądź dla siebie dobra i nie rób dramatu z małej rzeczy. Przykładowo pojawił się
nowy objaw. Mogę pomyśleć „o nie, NIGDY mi to już nie minie, SM po prostu TAKIE
JEST, będę się z tym musiała użerać do końca życia”. Nie myślę tak;) Tylko
pokazuję Ci, jak łatwo można wyolbrzymić małą rzecz, która mogłaby nam troszkę
zaszkodzić (albo wcale), tak – żeby zaszkodziła nam bardzo mocno. To, co myślimy, ma moc
twórczą. Zróbmy z tego, coś dobrego. Zacznij od małych rzeczy, za którymi nie
stoi jakiś wielki ładunek emocjonalny. Na przykład zielone światła na drodze do
celu. Nie wierz mi, sam się przekonaj. Pomyśl o tym, co dobrego Ci się
przytrafi. Niech to będzie mała rzecz. I zobaczysz :) Myślę, że nie będziesz żałować.
Ja tez dziś upiekłam bezglutenowe i bexcukrowe . Muffinki. Jestem na diecie od 6 lat . NIGDY nie zrobiłam odstapstwa! Tak trzymać!
OdpowiedzUsuńNie umiem wyznawać sobie miłości przed lustrem, ale trzeba się starać. ..... I tego nauczyć. ...
I zgadzam się ze myśli to potęga. Wczoraj napisałam , tylko cos poszło nie tak. Dxis tylko jeszcze 2 zdania.
OdpowiedzUsuńJeśli myślisz , że dasz radę to masz rację .
Jeśli myślisz , że nie dasz rady, to masz rację.
Pozdrawiam serdecznie.
Kochaana! Wooow... 6 lat! Chylę czoła przed mistrzem :)
OdpowiedzUsuńMoże nie trzeba mówić tak górnolotnie "wyznawać sobie miłości". Dać sobie miłość, o. Pozwolić sobie na miłość do siebie. Przecież to nic złego, im bardziej kochamy siebie, tym lepiej możemy kochać innych. Myślę że "pokutuje" tutaj ocenianie miłości własnej w kategoriach egoizmu - kochasz siebie, to nie możesz już kochać innych. Mesjański archetyp pokutuje. Poświęć się dla innych, poświęć swoje żyje, poświęć wszystko, oddaj innym wszystko. Ale przecież TYLE miłości jest w nas. Dla każdego wystarczy. A jeśli nie zaczniemy od siebie to miłość do innych będzie co najmniej ułomna, żeby nie powiedzieć udawana lub jeszcze inna, jest pewnie pełno motywów...
Jaka jest najgorsza rzecz, jaka się może stać jak spróbujesz powiedzieć sobie do lustra, że się kochasz? Aha :) Lustro w łazience się do tego zupełnie nie nadaje. Przynajmniej na początku. Za szybko uciekasz, jak stoisz przed lustrem i próbujesz się "przemóc";) Lustro w pokoju, o, najlepiej takie, przed którym można usiąść, jest idealne. I wtedy dajesz sobie szansę. To się samo dzieje.
Ps. Ciasteczka wyszły okropne, haha. Zbyt kokosowe jak dla mnie (dodałam olej kokosowy virgin, ten zapachowy, a nie ten do smażenia... No i mąka kokosowa...) Nie szkodzi, uczę się. Następne będą lepsze:)
U nas tez mąka kokosowa się w wypiekach nie sprawdzila , a olej kokosowy mieszam pół na pół z masłem klarownym i to zwykle bardzo zmienia postać rzeczy - na jadalne :)
UsuńMasło klarowane! Dzięki. Już kolejny raz o tym słyszę, może w końcu wypróbuję... Wiesz co jest zabawne... moja siostra (Twoja imienniczka:) wczoraj, nie wiedząc kompletnie co robię, zrobiła u siebie w domu mufinki z mąki kokosowej haha. Tłusto-czwartkowość powszechna.
UsuńMoje były z mąki ryżowej, daktyli i banana
Usuń