Wczoraj byłam świadkiem cudu. Opowiem Wam, bo do tej pory nie mogę się nadziwić, co się wydarzyło. W zeszłym roku ogrodziłam posadzone tulipany płotkiem z powbijanych patyków, żeby dzieci nie deptały kiełkujących kwiatów. Wczoraj przyglądałam się z bliska tulipanom. I co zwróciło moją uwagę? Wśród nich rośnie drzewo! Malutkie, ale pełne - listki, gałązki. Jeden z wbitych patyków samoistnie zapuścił korzenie! Wyobrażacie sobie, jakie musiało być w nim pragnienie życia. Gleba jest fatalna, pełno drobin z cegieł. Był jedynie patykiem wbitym w ziemię. A teraz sobie rośnie, żyje. Niewiarygodne, coś pięknego. Z dobrych rzeczy muszę się jeszcze pochwalić, jaki komplement mi się ostatnio dostał :) Byłam z dziećmi na spacerze w lesie, koło nas. Na moście nad koleją metropolitalną. Bawię się z nimi i obok spaceruje sobie pan. I pyta mnie: "A czyje to dzieci?". Ja na to: "Moje". Pan na to westchnął: "Ech, dzieci mają dzieci!". Haha, czyżbym wyglądała na nastolatkę?...