Życie Cię kocha
Dostałam zaproszenie na debatę o konfliktach społecznych. Nie pójdę,
dzieci... Ale zawsze mogę się pomądrzyć tutaj:) Konflikty społeczne? Blessing.
Ktoś z kim mamy konflikt pokazuje nam, odbija nam coś, co jest ważne dla
naszego rozwoju, czego sami nie byliśmy w stanie zobaczyć, bez jego pomocy. Nieważne
czy „my” to ja czy grupa. Gramy dla siebie nawzajem te role, uczymy się od
siebie. Wyciągnąć wnioski i być wdzięcznym. To wcale nie jest trudne, a nawet
zupełnie łatwe. To tylko schemat myślowy, który trzeba zmienić. Że nie ma
ofiar, nie ma winnych i nie ma przypadków. Wszystko dzieje się dla naszego
wspólnego dobra. Współ-tworzymy. I wystarczy że wystarczające quantum osób w
grupie to zrozumie i zaczyna się shift.
A na zupełnie osobistym poziomie… Jak kogoś nienawidzimy, ktoś nas
denerwuje, nie możemy znieść jego zachowania… Można sobie pomyśleć, ok, nie
cierpię go. Mogę sobie z tego powodu napsuć jeszcze trochę nerwów albo założyć, tylko założyć, że nie ma przypadków i wszystko, co się dzieje, dzieje się dla mojego najwyższego dobra. Relacja z tą osobą jest mniej ważna niż moja relacja ze mną. Relacja z tą osobą może mi pomóc, nauczyć się czegoś o mnie, rozwiązać coś do tej pory nierozwiązanego w moim osobistym życiu. Może
jest coś, czego nie cierpię w sobie? Czego nie mogę sobie wybaczyć, zmienić? Może
nie jestem dla siebie zbyt czuły, wyrozumiały? Ciągle się krytykuję? Może tak
naprawdę trudno mi siebie kochać?
Ok, to teraz pomyśl… czy krytykowanie siebie gdzieś cię kiedyś zaprowadziło?
Czy kiedyś ci pomogło?
Jeśli nie, można spróbować alternatywnego podejścia. Nowego podejścia,
które twoje ciało, twój umysł i twoja dusza mogą duuużo bardziej docenić. Podejścia
chwalenia siebie, doceniania. Podejścia bycia dla siebie dobrym. Podejścia „Jestem wystarczająco dobry. Kocham i akceptuję się takiego
jaki jestem tu i teraz. Życie mnie kocha. Ja siebie kocham. Kocham i aprobuję.”
Znacie ten eksperyment? Pisała o tym Louise Hay, już kilka dekad temu.
Podejdź do lustra i uśmiechnij się do siebie. Powiedz „Kocham cię. Naprawdę cię
kocham.” Jeśli przyjdzie ci to łatwo – ekstra. Jeśli ciężko przechodzi przez
gardło, czujesz że to tylko słowa, nieszczere, nieprawda…. Może warto
poćwiczyć? Nasza podświadomość bierze wszystko, co usłyszy, za prawdę. Nie ma
poczucia humoru. (To prawdziwy strach jak oglądamy horror, nieważne że umysł
mówi „to tylko film”, ciało się NAPRAWDĘ boi). Zamiast strachu wykorzystajmy
to, jak ta podświadomość działa, na naszą korzyść. Powiedzmy jej/sobie do lustra
„kocham cię”. I powtarzajmy. Aż uwierzy. A jak ona uwierzy, to „zejdzie z drogi”
świadomemu umysłowi. I będziemy dla siebie czulsi, zobaczymy jacy jesteśmy
piękni.
Wracając do osoby z którą mamy konflikt. Ta osoba, COŚ nam próbuje
pokazać o nas samych. I tylko od nas zależy, czy wyciągniemy z tego wnioski.
Plus wyciągnięcia wniosków i przyjrzenia się sobie (zamiast projektować rzeczy
na inne osoby w hologramie) jest taki – że JUŻ SIĘ TEGO NAUCZYLIŚMY. I więcej
nie będziemy musieli manifestować sobie podobnej sytuacji. Lesson will be learned.
Całuję Was kochani! :) Jestem. Zawsze jestem. Nawet jak mnie nie ma,
jestem. Kocham Was wszystkich.
Komentarze
Prześlij komentarz