A po Świętach
Największe szczęście na świecie – patrzeć na radość swoich dzieci. Nic większego chyba zwyczajnie na świecie nie istnieje. W minione (już…) Święta mieliśmy cały przekrój (tych dobrych) dziecięcych emocji – od zaciekawienia, o co w tym wszystkim chodzi, czemu są jakieś nowe zasady (tradycje), przez radosne i jakże niecierpliwe oczekiwanie na świętego Mikołaja, wstyd i dumę z siebie przy śpiewaniu kolęd dla gości, po czystą, szczerą i wdzięczną radość podczas odpakowywania prezentów i zabawy. Kocham te dzieci, że ach… PS. Moje osobiste Święta były wyjątkowo postne, bo kilka dnia przez wigilią żołądek się zbuntował od nadmiaru leków. Powiedział dość - i weź tu z takim rozmawiaj. Także zamiast wigilijnych przysmaków i świątecznego bigosu, były średnio radosne mdłości i zwijanie się w kłębek. Mam nadzieję, że sytuacja szybko wróci do normy, i zacznę się normalnie odżywiać, bo ci co mnie znają wiedzą, że ja to za bardzo nie mam z czego chudnąć... ;)