Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2015

Znikam

Dziś rano. Budzę się i nie widzę na lewe oko (to zdrowsze!). Na szczęście trwało to tylko 10 minut. Aczkolwiek szczerze mówiąc - było to chyba najdłuższe 10 minut mojego życia. Pełna panika. Kochani, wiem, ten blog nie po to powstał, żebym miała gdzie narzekać. Bo ani nie jest miło takie rzeczy pisać, ani, tym bardziej pewnie, czytać. Także znikam na razie. Wrócę, jak tylko będzie ze mną lepiej. Nie martwcie się o mnie, na duchu mnie podnosić nie trzeba. Nie wątpię ani w sens życia, ani w Boga, ani w sensowność wszystkiego co się dzieje. Po prostu nie chcę pisać miłych i słodkich rzeczy, jak stan mojej duszy z miłymi rzeczami nie współgra. A kto lubi czytać o tym, że komuś jest źle? No Was o to nie posądzam, hehe ;)

Z prądem

Nie walczyć. Staram się. Obserwuję. Bo kto jest za to wszystko odpowiedzialny? Ja sama i nikt ani nic więcej. I tylko zastanawiam się, co moje ciało chce mi przez to wszystko powiedzieć. Pewne koncepcje mam. Powiedzmy szaro-różowe. Szary dla nieświadomych działań i ataku na samą siebie (Cóż z tego że za pomocą choroby? Tym gorzej!), różowy dla uzmysłowienia sobie ich (Ale do jakiego stopnia?). Jestem z tym. Staram się być.

Ech

Jest mi źle.

Urodzinki

Piękny dzień. Goście, torty (z malinkami w kształcie księżniczki dzieła cioci Madzi oraz truskawkowy z kucykami), ogrodowe szaleństwa na trampolinie, prezenty (i te wymarzone i niespodzianki). Dzieci w siódmym niebie. Zdjęcia zrobione. Pożyczę od taty aparat i coś Wam pokażę. Szkoda tylko, że dawno nie czułam się tak źle. Czuję, jakbym nie miała kontroli nad swoim ciałem. SM-owcy wiedzą, jakie to frustrujące. No i zmęczenie jak po dwóch bezsennych nocach. Tak bez powodu, po prostu. Dałam co prawda radę nadmuchać balony i w miarę w miarę porozmawiać z gośćmi. Ale tylko ja wiem, ile mnie to wszystko kosztowało wysiłku. Jak myślę z ilu planów na najbliższy czas będę musiała zrezygnować, to aż mi się chce płakać. Nieprzewidywalna ta choroba. A najgorzej jest, jak chcemy najbardziej. Tak dużo ludzi dookoła, a taka samotna się czuję. Podobno wszystko, co wartościowe znajduje się w nas. Cóż, nie jestem na tyle świadoma, żeby to "wszystko" odczuć. Przebłyski są, ale to tylko przebł...

Porządkujemy

Ale miałyśmy dziś z Asią pracowity dzień. Nie wiem, co mnie tak naszło na generalne porządki, ale sukcesami się pochwalę. Z pięciu worków na śmieci pełnych za małych ubranek po dzieciach - powstało jedno pudło poskładanych w kostkę ciuszków. Z dwóch szuflad luźnej dokumentacji medycznej - zgrabny segregator ułożony datami. Z trzech siatek starych paragonów, faktur i rachunków - całkiem zgrabna teczka z podziałem na kategorie wydatków. Nie wspominając o nowych trzech workach na śmieci pełnych moich nie noszonych od lat ubrań (w szafie luz, sukienki mogą w końcu oddychać pełną piersią). Jeszcze został mi porządek w szafce (no dobra - szafkach) na leki i dzień będę mogła uznać za zakończony. Coś mi się wydaje, że moją porządkową inspiracją była niecierpliwość przed jutrzejszym przyjęciem. Tak, to już jutro! Hihi :)

Zakończenie roku

Dziś było zakończenie roku w przedszkolu. Jacek występował wraz ze swoją grupą. Przebrany za biedroneczkę, śpiewał, mówił wiersze, tańczył, nawet śpiewał po angielsku! A mi łzy ciekły z dumy i ze szczęścia. W czasie poprzednich występów zimą, był taki stremowany, że buzia na kłódkę, a oczy wpatrzone w podłogę. Teraz, po dawnej nieśmiałości, nie został nawet ślad. Później wręczyliśmy Paniom (wszystkim 5-ciu!) kwiatki i czekolady, podziękowaliśmy i po wakacjach mój syn już nie będzie małą biedroneczką. Wróci do przedszkola już jako "motylek" (każda grupa, to inny owad). Asia natomiast zadebiutuje jako biedronka. Już się powoli szykujemy. I póki co przeważają u niej uczucia pozytywne. Lęku naprawdę nie dostrzegam. W sumie Jacek płakał tylko 2 tygodnie w swoich przedszkolnych początkach (w przeciwieństwie do jego mamy, która aklimatyzowała się przez długie pół roku wycia pod salą przy rozstaniach z mamą). A młodsze dzieci mają ciut łatwiej, szlaki już przetarte. Więc jestem o nią...

Bezsenną nocą

******** Jak wiatr, który leczy poczucie winy tańczę. Źródło rzeczki nie pociąga mnie wcale Nurt To on jest moim kochankiem. Mijając drzwi pytam nieśmiało: "Wpuścisz mnie?" Moneta upada I już jedna z jej stron rozpycha się łokciami wypełnia obrzeża jak to strony zwykły czynić. To tylko obrzeża Sam nurt jest moim kochankiem. Puść ********* Smutek ścieka rynną myśli Bez ujścia Krąży U szczytu człowieczego "tak, oto jestem" Wzrusza tamy blizn Nie podda się Pamięta przecież niewinność lekkość z jaką tonęła nadzieja u jego zmęczonych stóp ********* Świątynia Potężne cegły sklepienia otulone zaprawą frazesów ciążą duszy nieświadomej Koją nie pokój Tworzą ramę Tak, to o nią wołało wnętrze Wszak takie nagie się czuło. Zapomniany kamień węgielny z cierpliwością godną skały czeka I tylko czasem spod marmurów zasad słychać jego stłumiony głos. Na Boga Stój ********** Miłego weekendu kochani!

Dobre lata początki

Obraz
Ale miałyśmy dziś z Asią niespodziankę! Przyszedł listonosz z wielką paczką. Myślę sobie, co to jest? Przecież nic nie zamawialiśmy. I wiecie co to było? Paczka ciuszków dla Asi! Od Ani (i jej córci!). Aniu, zagubił mi się Twój mail, także pozwól że podziękuję Ci tutaj - dzięki kochana! Ciuszki cudne, idealne na lato dla Asi (część nawet z zapasem). Bardzo, bardzo dziękujemy. Zrobiłaś nam cudną niespodziankę. I parę innych rzeczy za które jestem wdzięczna: Odkryłam herbaty yogi tea. Rewelacja, kochani. Polecam. Do tej pory nie przepadałam za lukrecją, która wchodzi w ich skład. Ale ich kompozycje! Marzenie. Szczególnie polecam yogi tea "detox".  Czereśnie w ogrodzie już czerwone! Jeszcze nie do końca dojrzałe, ale kilka z tych co spadły już powędrowało do buziek. I małych i tej dużej (a co sobie będę żałować!:). Piwonie już kwitną. Jak one pachną! Szczególnie te różowe. Zapakowane elegancko do wazonu, cieszą zmysły. Byliśmy dziś w lesie na siłowni i na moście nad no...

Dzień Dzieci

Obraz
Jeszcze się nie skończył, ale mam chwilkę żeby odetchnąć, bo małe wykończone na basenie padły i śpią. Chwilka w sam raz żeby pochwalić się zdjęciami (dziękujemy fotografowi dziadkowi, dzięki któremu mamy ekstra pamiątkę). Byliśmy w Sopocie w aquaparku (Jackowi nawet dałam dyspensę na przedszkole). Radości było mnóstwo. A żeby wracać - nawet obietnica lodów nie pomogła i tak nie dało się ich wyciągnąć do szatni. No w końcu się dało, ale lekko nie było. Podobało im się. Szczególnie chyba Asi. Była odważniejsza, nie chodziła, tak jak Jacek, co chwilkę wycierać ręcznikiem twarzy;) I próbowała pływać. Moja śliczna mała syrenka. Ale nie w syrenkę się bawiliśmy, tylko w rekiny (czepek Asi miał płetwę i zęby...). Było dużo śmiechu, chlapania innych dzieci, niezdrowego jedzenia (w końcu dzień dziecka jest raz w roku). Zobaczcie sami :) Gdzie ten głupi ręcznik! Dziadek nurkuje W tle nowa zjeżdżalnia, Jacek się odważył! Dodaj napis Syrenka już...