O zaufaniu
Cześć
kochani. Dziś chciałam wrócić do jednego z moich ulubionych tematów. Zaufanie.
Wczoraj rozmawiałam z Erykiem o dwóch opcjach, jakie teraz ma. Spytałam, jak
sądzi, która będzie dla niego lepsza… Eryk powiedział „ta, która się wydarzy”.
Ufam
życiu. Pozwalam mu się toczyć własnym torem, wiedząc, że sama robię wszystko
najlepiej jak umiem, w każdym momencie. Wiem, że jestem bezpieczna. Ufam sobie.
Robię to, nie tylko, żeby moje życie było spokojniejsze, ale też pełniejsze.
Daję sobie szansę, na doświadczanie dobrych rzeczy. Pozwalam sobie zaufać. Akceptuję
wszystko, czym wszechświat mnie obdarza.
TO
jest właśnie zaufanie. Nie muszę wszystkiego świadomie kontrolować, bo życie
mnie kocha. Wszechświat mnie kocha. Troszczy się o mnie. I ja sama się o siebie
troszczę. I ufam. Bo wiem, że zawsze wybiorę rzecz najlepszą dla mnie w danym
momencie. Niezależnie od wszystkiego.
Więc
mogę puścić wszystko, nad czym nie mam kontroli. Przestaję się zadręczać
rzeczami, na które nie mam wpływu. Snuć scenariusze, też przestaję. Ile TO
odbiera energii… Snuć mnóstwo negatywnych scenariuszy, o tym, co się może
wydarzyć. Żeby trafić w ten jeden najgorszy i się do niego „psychicznie
przygotować”. Myślimy, że sobie pomagamy w ten sposób, że będziemy „gotowi”, w
momencie, kiedy życie na zdradzi. Tylko, że właśnie przez to, sami tworzymy na
siebie pułapki. Stwarzamy prawdopodobieństwa, które bez udziału naszego umysłu,
nawet by nie powstały. A potem wystarczy tylko chwila słabości, żeby się
zliniować z jedną z takich stworzonych przez siebie opcji. Sami sprawiamy, że
życie nas „zdradza”.
![]() | |
Dojrzewają nam czereśnie! Jeszcze tydzień i będą, hihi:) |
😘
OdpowiedzUsuń