Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2013

Plusku, plusku mały Klusku

Obraz
Wczoraj znowu byliśmy na basenie. Najlepsze zabawa dla małych i najlepsza rehabilitacja dla mamy! Byliśmy nawet u dołu dzikiej rzeki i z Jacusiem na rękach próbowaliśmy iść pod prąd. Lekko nie było i prąd nas poniósł w do tyłu. A Jacucha zamiast się bać, cieszyła się. No i małe odważyło się pójść do bąbelków, które go do tej pory przerażały. Ale jestem dumna. A Asia pięknie pływała na rękach u dziadka i cały czas kombinowała, żeby zakosić innym dzieciom ich zabawki (mimo że sami mieliśmy pływające kółko-pontonik, rękawki i kamizelkę;) Parę obrazków z dnia wczorajszego: Ulubiona zjeżdżalnia Jacusia Ha! Cóż za zdobycz! Co teraz na celowniku małego złodziejaszka? Misiak! Ulubiona rybka Asi

Wesoło, weselej, pierniczki!

Obraz
Dziś mieliśmy kolejny dzień przygotowań do Świąt. Otóż dekorowaliśmy świąteczne pierniczki. Poniżej fotka. Niestety to moje dokonanie, bo maluchy swoje pochłonęły. A potem jadły kolorową polewę prosto z tubki. Tak mało trzeba do szczęścia, prawda. Jacuś miał dziś 3 rozmowy przez telefon i każdemu się chwalił tymi pierniczkami. I każdemu obiecał jeden (a potem wszystkie zjadł). Kolorowaliśmy dziś też, czytaliśmy, byliśmy w ogódku… Dzień, jak co dzień. Może oprócz jedzenia śniegu, który tym razem utrzymał się na trawie w ogródku. Smakował obojgu, rzucili się na niego jak wędrowcy na pustyni. Bałwanka jeszcze nie było, ale wszystko zmierza ku dobremu. Ćwiczenia motoryki małej ;) Ale ze mnie szczęściara! Ćwiczę jak mama!

Łobuz kochany

Obudziłam się dziś i co zobaczyłam za oknem? Drzewa pokryte warstwą świeżutkiego, jeszcze pachnącego, śniegu. Pierwszy w tym roku. Dzieci zobaczyły i od razu chciały iść do ogrodu lepić bałwana. Piękna naiwność, czyż nie :) I jak tu wytłumaczyć takim małym że z bałwana nici skoro śnieg JEST? A że na dworze +2 stopnie i śnieg się trzyma tylko na drzewach i to ledwo? Śnieg JEST!!  Jacuś ostatnio sporo psoci. Ku wielkiej radości swojej siostrzyczki. I tylko jej. Parę przykładów. Tak ku pamięci, jakby mi się kiedyś zapomniało: Potomek woła mnie do łazienki. I co widzę… Urwane drzwi od pralki. Metalowe zawiasy przełamane na pół (Jakim cudem?). A Jacuś robi gest powolnego opuszczenia wyciągniętych dłoni i mówi: „spokoooojnie, spokoooojnie” Wylał mój krem na ręcznik. - „Jacuś czemu wylałeś krem na ręcznik?” - „Bo nie lubię bałaganu”’ Cóż… Jacek wsypuje proszek do prania do kibelka i spuszcza wodę. Jak weszłam musiał to już zrobić wiele razy. - „Synek, co zrobiłeś…”...

połamana dusza niezłomna

* serce które nie godzi się na ulgę okładu ciepłą herbatę pianę z zapachem jodły na przecież tak jest mi lepiej serce które przegrzewa się z trudem przez warstwy iluzji utkanej z godzin rozmowy z lustrem mozolnie przez pancerz ozdoby kwiaty przez każdą warstwę którą otulona zapewnia się że nie drży z zimna że rozkoszna łatwość wygody że lepiej delikatnie traktować marzenia w końcu wynurzy się z mętnych przestrzeni krzywdy bezsilnych obserwacji tu i teraz serce *

Radio SM-owe

Cześć kochani (szczególnie moi współtowarzysze choroby)! Wiecie o czym się właśnie dowiedziałam? Że istnieje specjalnie nam poświęcone radio - Radio Neuropozytywni . Jeszcze nie udało mi się w nie wsłuchać, ale widzę, że program bardzo ciekawy. Nie mogę się doczekać, kiedy posłucham audycji poświęconych naszej chorobie. Fajnie, że ktoś robi coś specjalnie dla nas prawda? Cieszy mnie strasznie każda taka inicjatywa.

Święta w listopadzie?

Obraz
Znalazłam nowy mięsień! I to na własnym ciele :) I już go nie oddam! Kompleksowe ćwiczenia, widzę, skutkują nie tylko lepszym samopoczuciem. A wiecie jak znalazłam? Założyłam starą bluzkę. I co? I strasznie obciskała mi ramiona. Nie wierzyłam własnym oczom. Dlatego się chwalę :) Efekty mojego samozaparcia są. A z Małymi przystroiliśmy świątecznie domek. Lampki wiszą, ozdoby też, jest wieniec, świeczki, renifery… Śmiech na głos. To znaczy na dwa głosy. Cieszę się, że nie odkładałam tego na „bliżej Świąt”. Tylko zaczęliśmy się cieszyć przygotowaniami już teraz. Wbrew powszechnej opinii narzekaczy, że „zniknęły znicze ze sklepów i od razu pojawiły się choinki, ludzie kochani, co za komercja!”, ja lubię te przygotowania. Świąteczne piosenki, Mikołaje i choinki. Skoro ja lubię, to co dopiero dzieciaki! My już się przygotowujemy do Świąt, czy to się komuś podoba, czy nie! ;)  PS. Jeszcze trochę i zaczniemy myśleć o świątecznych prezentach. Już się nie mogę doczekać, uwielbiam ...

Znowu refleksyjnie. Nic na to nie poradzę ;)

Coraz mocniej zdaję sobie sprawę, że dzięki moim dzieciom staję się lepszym człowiekiem. Że odkrywam w sobie naprawdę niezmierzone pokłady pomysłowości. Cierpliwości. I przede wszystkim miłości. Brzmi jak totalny banał, ale ja naprawdę rozwijam się, dzięki moim maluchom. I tak patrzę sobie, jak mogłam się martwić i przejmować różnymi małymi rzeczami. Jak mogłam rozpaczać, że nieuleczalna choroba, że kłopoty finansowe, że zepsuty kaloryfer. Jak mogłam pozwolić moim oczom tak ślizgać się po powierzchni. Jak tu taka głębia. Bycia razem, poznawania świata. Nowych radości, błyskotliwych (a jakże) tekstów, nowych umiejętności. Pokonywania moich własnych słabości. W celu, który mogę z czystym sumieniem nazwać celem wyższym. I tym celem nie jest już dla mnie wychowanie dzieci na dobrych i szczęśliwych ludzi. Tym celem jest po prostu ofiarowanie im dobrego i szczęśliwego dzieciństwa.

Nastrojowo

Tak mi błogo… Nie ma to jak kąpiel z pianką. Przy jaśminowej świeczce. Z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Oczywiście z bitą śmietaną zajmującą pół kubka. Maseczka na buźce, odżywka we włosach. Potem powolna gimnastyka przy równie powolnej muzyce. Tak mi lekko na sercu. Mam trochę czasu dla siebie, więc oddycham pełną piersią. I planuję kino z Agatką. A co! 

Święto

Czy pamiętacie kiedy ostatnio na Wszystkich Świętych była taka pogoda? Ja zdecydowanie nie pamiętam. 12 stopni ciepła, zero śniegu, nawet deszczu brak. Jednak z powodu ciągłego smarkania Asiuni u nas nici ze świątecznego spaceru. Po kościółku odwiedziliśmy za to babcię i dziadka. I zdjęłam ze strychu… tak – ze strychu wdrapałam się tam, dosłownie, po drabinie – po moje klocki z dzieciństwa. Takie jakby lego tylko większe. I mój Jacuś oszalał. Dziecko, które każdą nową zabawką bawi się maksymalnie 5 minut i rzuca w kąt – bawiło się figurkami (pieski-strażacy, wrona, królik-mamusia, hipcio-rozrabiaka…), domkiem, zjeżdżalnią, karuzelą, huśtawką, lasem z choinek, wozem strażackim i innymi – godzinę. I przerwał dlatego, bo przerwać musiał, czas było się zbierać. Śmiechu i udawania było tyle… Świat nie istniał. A jeszcze więcej moich wspomnień. Jakie miałam szczęśliwe dzieciństwo. Każdą figurkę, każdy element pamiętałam. Także elementy zagubione. Ba, pamiętałam zabawy, które z nimi urządz...