Znowu refleksyjnie. Nic na to nie poradzę ;)
Coraz mocniej zdaję sobie sprawę, że dzięki moim dzieciom
staję się lepszym człowiekiem. Że odkrywam w sobie naprawdę niezmierzone
pokłady pomysłowości. Cierpliwości. I przede wszystkim miłości. Brzmi jak
totalny banał, ale ja naprawdę rozwijam się, dzięki moim maluchom. I tak patrzę
sobie, jak mogłam się martwić i przejmować różnymi małymi rzeczami. Jak mogłam
rozpaczać, że nieuleczalna choroba, że kłopoty finansowe, że zepsuty kaloryfer.
Jak mogłam pozwolić moim oczom tak ślizgać się po powierzchni. Jak tu taka
głębia. Bycia razem, poznawania świata. Nowych radości, błyskotliwych (a jakże)
tekstów, nowych umiejętności. Pokonywania moich własnych słabości. W celu,
który mogę z czystym sumieniem nazwać celem wyższym. I tym celem nie jest już
dla mnie wychowanie dzieci na dobrych i szczęśliwych ludzi. Tym celem jest po
prostu ofiarowanie im dobrego i szczęśliwego dzieciństwa.
właśnie stoję przed dylematem - dziecko (bo ciąża to jedyna recepta na moja 'dolegliwość' - choć mam problem z ciąży donoszeniem...) lub kariera (u której progu dopiero stoję; od decyzji, które teraz podejmę zależy, gdzie będę za rok--dwa). Właśnie nie przekonałaś - dziękuję:) reprezentujesz macierzyństwo w najpiękniejszy sposób:)
OdpowiedzUsuń