Co nowego w naszym świecie
Cześć kochani. Nie zgadniecie co wczoraj robiłam. Przez całe popołudnie grabiłam liście w ogrodzie. To jeszcze nie byłoby takie dziwne, gdybym nie robiła tego z pomocą dzieci, a za pomocą - dziecięcych grabek. No cóż, żaden szanujący się inwalida by nie wyrobił tyle godzin z dorosłymi grabiami na stojąco ;) Sprzątanie ogrodu było pomysłem dzieci i pomysłem doskonałym. Tak im to dobrze zrobiło, że zasnęły bez wieczorynki. A wiecznie chora panienka Asia od razu ma dziś mniejszy katar. Byłam taka dumna, jak Jacek tłumaczył Asi, że lepiej zbierać liście grabkami niż łopatką, pokazywał, pomagał wieźć taczkę... Coraz bliżej mu do ideału starszego brata (co na nasze obecne standardy znaczy nie używanie wobec młodszej siostry przemocy fizycznej ;).
Asia z Jackiem tropili też przebiśniegi i inne ślady wiosny. A ja cieszyłam się nimi nie mniej niż dzieci.
Przy okazji dzisiejszego zgrywania zdjęć z telefonu pokażę Wam, jak ostatnio byliśmy w Loopie's. Nie wiem, czy już się chwaliłam, najwyżej się powtórzę - Jacek zjeżdżał z największej zjeżdżalni, takiej pod samym sufitem. Była to kręcona rura, która miała 2 poziomy. Na początku nie mógł się tam dostać. Barierę stanowiła lina z supełkami, po których trzeba się było wdrapać. Ale, jako, że Jacuś nie urodził się wczoraj (ani nie jutro, więc nie siedzi w pudełku schematów) wdrapał się po siatce obok i już mi machał ze szczytu! Jako, że przebywałam "w parterze" z Asiunią (która uwielbia trampoliny), nie biegałam go fotografować tak wysoko. Cóż, musicie mi uwierzyć na słowo.
Asia na ogródkowej zjeżdżalni |
Asia z Jackiem tropili też przebiśniegi i inne ślady wiosny. A ja cieszyłam się nimi nie mniej niż dzieci.
Przy okazji dzisiejszego zgrywania zdjęć z telefonu pokażę Wam, jak ostatnio byliśmy w Loopie's. Nie wiem, czy już się chwaliłam, najwyżej się powtórzę - Jacek zjeżdżał z największej zjeżdżalni, takiej pod samym sufitem. Była to kręcona rura, która miała 2 poziomy. Na początku nie mógł się tam dostać. Barierę stanowiła lina z supełkami, po których trzeba się było wdrapać. Ale, jako, że Jacuś nie urodził się wczoraj (ani nie jutro, więc nie siedzi w pudełku schematów) wdrapał się po siatce obok i już mi machał ze szczytu! Jako, że przebywałam "w parterze" z Asiunią (która uwielbia trampoliny), nie biegałam go fotografować tak wysoko. Cóż, musicie mi uwierzyć na słowo.
Jak pięknie :)
OdpowiedzUsuń