Szczerzy się mordka, szczerzy się druga, szczerzą się wszystkie trzy!
Ja już w domku. Zjednoczona z Aniołkami. Bałam się, że będą
na mnie troszkę źli, że sobie pojechałam. Ale gdzie tam! Szczęśliwi i
stęsknieni. A jak mamie łezki czasem w Dąbku poleciały z tęsknoty, tak moje
Małe były podobno cały czas szczęśliwe. I ledwo znajdowały czas, żeby z mamą chwilkę
pogadać przez telefon ;) Wyrzutów sumienia trochę miałam, ale rodzice mnie
zapewniali, że zupełnie niesłusznie. Że dzieci potrzebują nie byle jakiej mamy,
tylko mamy zdrowej. A niektórym zdrowie tak samo nie przychodzi.
Ponad 2 tygodnie udało się wygospodarować na tę
rehabilitację. Niby powinnam jechać na troszkę dłużej, żeby to miało sens, ale
lepsze to niż nic. I tak moi bliscy są ze mnie dumni, że pomyślałam o swoim
zdrowiu i coś zrobiłam w tym kierunku, żeby nad nim popracować. I rzeczywiście –
czuję się mocniejsza. Myślę, że szczególnie mi pomógł rezonans stochastyczny
(na czucie głębokie) i kriokomora (na czucie skórne, mięśnie nóg i pleców). Na
konikach za to się wzmocniłam. Z resztą podobnie, jak na indywidualnych
ćwiczeniach z rehabilitantem. I tych grupowych. I tych z terapii zajęciowej.
Było tego dużo, bo jeszcze nie liczę fizykoterapii. I z panią logopedą troszkę poćwiczyłam.
Wspaniała atmosfera jest w tym Dąbku. Wręcz rodzinna. Było dobrze.
A teraz po powrocie – jest lepiej :) Bez tej tęsknoty, bo z
moimi Skarbkami. A co się zmieniło, jak mnie nie było? Asi urósł jeden
podbródek na babcinej kuchni ;) W ogóle powiem Wam, że jak wróciłam w piątek,
to pierwszym co zrobiłam, było kupienie Asi nocniczka. I już w niedzielę była
pierwsza kupa! Ale to raczej przypadek, bo jeszcze taka maleńka jest moja
Maleńka. Wszystko przed nami :) Jacuś za to jest Panem Domu naszym już.
Oprowadza gości, chwali się nowymi rzeczami, pokazuje gościom co się zmieniło,
podsuwa pod nos słodycze… A ja puchnę z dumy.
chyba najgorsze jest właśnie rozstanie z dzieckiem...ta tęsknota i dziwne wyrzuty sumienia że zostawiam na tak długo, choć wiedziałam że jest pod dobrą opięką z dziadkami i tatą. Pamietam jak w tamtym roku pomagał mi się pakować i tłumaczył żebym nie płakała bo jak wróce to nie będę miała ''ała'' i bedziemy chodzili na spacery. Szkoda że trafiłam na słabe sanatorium i była mała ilośc zabiegów.... życze powodzenia i wytrwałości w walce z chorobą. Może kiedyś spotkamy się na rehabilitacji :]
OdpowiedzUsuńhttp://smarzena.blog.pl/