Urodziny Jacka
Dzisiaj
rano moja starsza latorośl skończyła 4 lata. Z jednej strony – przecież dopiero
co był u mnie w brzuszku. Z drugiej – już prawie nie pamiętam czasów, kiedy go
nie było na świecie. Czuję jakby był ze mną od zawsze. Mój Jacuś, mój synek.
Przyjęcie urodzinowe mamy już za sobą. Świętowaliśmy w sobotę (tak, przy
najmniej było ciepło, grillowanie itp…). Wszystko było wymarzone – prezenty,
goście, nawet tort z motywem z ulubionej bajki. Wielokrotne dmuchanie świeczek
(bo życzeń było więcej niż jedno). Bieganie, skakanie na trampolinie,
szaleństwa. Nie zrobiłam ani jednego zdjęcia. Nie złośćcie się na mnie, naprawdę
szkoda mi było czasu. Szkoda mi było przegapić najmniejszą chwilkę. Jestem
strasznie ciekawa czy Jacek będzie pamiętał swoje czwarte urodziny. Jednak
niezależnie, czy będzie pamiętał czy też nie, mam wrażenie, że był zadowolony.
Tylko jedna rzecz mu spędzała sen z powiek. Mama kiedyś powiedziała, że
zastrzyk (szczepienie) będzie jak minie dużo, dużo czasu, dopiero po
urodzinach. Jacek zapamiętał i mówił w sobotę tak: „Ale dziś nie są moje
prawdziwe urodziny? Dziś jest tylko przyjęcie? Tylko impreza?”. Ja na to: „A co
synek, nie cieszysz się?”. „Ale jak dziś nie są moje prawdziwe urodziny, to
jutro nie będzie zastrzyku, prawda?” I rozpłynęłam się w zachwycie nad
wrażliwością mojego Skarbu. Nie sądziłam, że będzie mi dane być matką TAKIEGO
dziecka. Dziecka, które patrzy inaczej. Które widzi więcej. Czuje więcej.
Dziecka, od którego uczę się życia każdego dnia.
Komentarze
Prześlij komentarz