Ile Agaty w Agacie?

Leżenie w łóżku nastraja mnie medytacyjnie. Nie oglądam TV, bo szkoda mi oka, tylko sobie rozmyślam. O dzieciach, czy będą szczęśliwe? To takie pytanie na które na razie nie jestem sobie w stanie odpowiedzieć. Mogę tylko robić wszystko, co w mojej mocy żeby były.

Pytaniem, które ostatnio mi zajmuje dużą cześć procesów myśleniowo-medytacyjnych jest pytanie, który każdy z nas zadawał sobie w okresie dojrzewania – kim jestem? I oceniam (trochę ze zdziwieniem), że zupełnie nie jestem już tą osobą, którą byłam w liceum. A nawet na studiach. Zmieniłam się od czasu diagnozy bardzo. Dziewczyny z WNS – pamiętacie mnie jako pewną siebie i przebojową babkę. Już jej nie ma. Stałam się dużo bardziej nieśmiała. Nie wiedziałam, że to jest w ogóle możliwe. Ale wraz z rozwojem choroby, nowymi objawami, zmniejszeniem sprawności (i koniecznością zwracania się o pomoc), chcąc nie chcąc zaczynam się czuć gorsza. Więc tą pewnością siebie raczej nie emanuję. To jest jedna i raczej naturalna obserwacja. Ale zastanawia mnie jedno – będą postawioną w różnych codziennych sytuacjach wydaje mi się, że uwydatniam różne cechy. Przy dzieciach zachowuję się inaczej – 100% pozytywnej energii i nieudawanego uśmiechu. Przy rodzicach – bolesne i niebolesne prawy, duży stopień ironii (często obronnej). W spotkaniach z dziewczynami – mniej ironii (bo dla wrażliwej osoby bywa bolesna) i więcej pytań. Jeszcze inaczej w kontaktach z osobami, które mi pomagają – tu jest olbrzymia wdzięczność, ale trochę też wycofania. Jak to jest, że mam tyle twarzy? I każda z nich jest szczera i naturalna? To kim ja wtedy jestem? Naturalną potrzebą człowieka jest umiejętność zdefiniowania samego siebie. Tę umiejętność ostatnio zagubiłam gdzieś pomiędzy diagnozą, rzutami choroby, proszeniem o pomoc (co wcale nie jest łatwe, szczególnie, że ta pomoc mi się nie należy – ludzie pomagają z czystej dobroci serca). Gdzieś pomiędzy byciem matką, a zmaganiem się z chorobą, zagubiła się Agata.

Poczucie wartości też spadło. Nie jako slogan, tylko rzeczywiście odczuwam, że jestem mniej warta niż kiedyś. Chora, niedorobiona, zależna od innych. Obiektywnie jestem mniej warta. Ale źle mi się z tym żyje. I z litością w kontaktach z drugim człowiekiem. Nawet takim, z którym znam się sprzed diagnozy. I sprawa jest prosta – ktoś się nade mną lituje – to muszę być od niego gorsza. Nie chodzi, żebyście mi napisali „nie, to nieprawda, jesteś super”. Chodzi o fakty. Tak jest i to boli.

Komentarze

  1. Smutny wpis. Bolesny. A jednak pamiętaj, kochana Agatko, że dla Twoich dzieci i Twoich najbliższych jesteś warta dużo więcej niż cała reszta świata. Bez znaczenia, czy jesteś nieśmiała, ironiczna, bardziej lub mniej sprawna czy zależna od pomocy innych. Jesteś ICH Agatą i to jest najważniejsze, prawda?
    Trzymaj się kochana i jak tak sobie rozmyślasz, to porozmyślaj sobie czasem o tym, co masz w sobie pięknego. Ile dobroci, ile serca, ile uśmiechu i ile wzruszeń dajesz innym ludziom - nam - tym czytającym Twojego bloga i tym, którzy spotykają Cię każdego dnia. Tu nie ma miejsca na litość. Może na współczucie, a to nie jest to samo.
    Pozdrawiamy serdecznie,
    Kasia i Staszek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie napiszę, że jesteś super;) Ale na pewno Twoja wartość nie ma nic wspólnego z tym, czy jesteś chora, czy zdrowa, sprawna, czy niesprawna. Nie w tym leży ludzka wartość.
    Ściskam Cię

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj.
    To wszystko prawda co piszesz.
    Ale pamiętaj Agatko,że nie każdy się nad Tobą lituje, nie znam Cię ale to Ty dajesz mi siłę podczas kolejnych rzutów i wiarę w to że da się jeśli tylko się chce.
    Bądź sobą dla siebie dla dzieci i wszystkich których podnosisz na duchu i dajesz siłę.
    Po prostu masz coś w sobie co nas przyciąga.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. My się znamy z przed choroby. Nad Tobą nie można się litować, Ciebie można tylko podziwiać. Niestety, czasem budzi to też strach do narzucania się z pomocą, strach, że współczucie/chęć pomocy odbierzesz jako litość.
    Na pewno, niezależnie od choroby, w Twoich wpisach widać Agatę. Tą, która sprawiała, ze inni zaczynali wierzyć w siebie i w świat. Tą, która nadal sprawia, że chce się o niej opowiadać - że są TACY ludzie.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witaj,dzisiaj piszę pierwszy raz.Blog jest świetny,zaczytałam się :)
    Wiadomo,każdy z nas chce być samodzielny,ciężko być zależnym od kogoś.Ale pamiętaj,czasami tak trzeba.Nie zauważyłam,abyś usilnie prosiła o pomoc.Twoje prośby są jak najbardziej na miejscu,bo niestety sama sobie nie poradzi nikt z taką chorobą,bo koszta leczenia są kosmiczne.Walka w pojedynkę jest walką nierówną.
    Z wpisów na blogu widzę Ciebie jako bardzo fajną,sympatyczną dziewczynę,wspaniałą mamę i osobę niezwykle delikatną wewnętrznie.A do tego masz piękny uśmiech :) Pozwolę sobie tutaj zaglądać i dopingować,jeśli można :)
    Pozdrawiam,Anita :)

    OdpowiedzUsuń
  6. ej! pokaż mi człowieka po którym spłynie jak po kaczce taka wiedza dot. własnego zdrowia. Dla mnie to były co najmniej dwa lata wyjęte z życia, rozpad związku, zawalona praca dyplomowa, jeszcze coś w pakiecie by się znalazło. Trzeba czasu żeby się ustabilizować; odnaleźć w tej nowej i szokującej sytuacji. Na pewno zmieniła się moja hierarchia wartości - doceniam to co wcześniej odbierane było jako pospolite; choćby najzwyczajniejszy spacer. O wrażliwości na ludzkie cierpienie nie wspominając.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaglądam od jakiegoś czasu, ale dopiero ten wpis zmusił mnie do pozostawienia komentarza.
    Jako mama dwójki maluchów wiem, jak absorbująca i (nie oszukujmy się) wyczerpująca jest opieka nad nimi. Ty radzisz sobie świetnie i jak sama piszesz, uśmiechasz się przy tym.
    Nie wyobrażam sobie, jak czujesz się ze swoją chorobą, ale wiem, jaki strach może wywołać stan zagrożenia zdrowia, szczególnie kiedy ma się małe dzieci. Ty pomimo różnych przeciwności, masz w sobie niesamowitą siłę i dużo odwagi. Dlatego podziwiam Cię i proszę, żebyś nigdy nie myślała, że jesteś od kogoś gorsza.
    Nie stan posiadania, uroda, zdrowie świadczą o wartości człowieka, ale to co nosi w sercu, jego piękna dusza. I dlatego, że z każdym swoim wpisem przypominasz mi, co w życiu jest najważniejsze, lubię tu wracać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Nic się nie zmieniłaś, Agata. Co najmniej od podstawówki widać, że bije od Ciebie coś takiego, co może określać tylko Ciebie i co przekazujesz dalej. I nie ma znaczenia z kim rozmawiasz - mąż, dzieci, rodzice, przyjaciele, znajomi, media, ludzie dobrej czy złej woli... Spójrz na swoje małe spontaniczne jeszcze dzieci, a częściowo zobaczysz jaka jesteś. One teraz uczą się od Ciebie, przejmują naturalnie tę określającą Cię całość, tę Agatość, którą w sobie szukasz - nie tylko to co świadomie im okazujesz, ale cały światopogląd. One nie wiedzą, że może być inaczej niż Ty to widzisz, więc widzą tak jak Ty. Spójrz ich oczami, a okaże się, że patrzysz swoimi.
    Acha... piszesz, że kiedyś byłaś więcej warta? Być może uważasz, że miałaś potencjał, a potencjał to teoria. Wraz z diagnozą zmniejszył się Twój potencjał, więc ubyło trochę z czysto abstrakcyjnego, teoretycznego pojęcia. A praktycznie masz więcej: przybyło Ci wiedzy, doświadczenia, dzieci. Tego wtedy jeszcze nie miałaś. Co jest więcej warte? To że MOGĘ zdobyć Rysy, czy to że ZDOBYŁAM Śnieżkę? Rysy latem od Słowackiej strony to pikuś w porównaniu ze Śnieżką w śniegu i zawiei zdobytej pod wiatr. I co z tego, że widok kiepski. Zapamiętasz to wejście, tę drogę, poczujesz tę dumę i zadowolenie. I co z tego, że wielokrotnie po drodze nie widać celu? Wiesz, że on tam jest, po prostu idziesz i już.
    Trzymaj się, jeszcze tu wrócę :)

    OdpowiedzUsuń
  9. No ja Ci dam pisać i myśleć, że jesteś balastem dla innych !!!

    Ja wiem na pewno jedno, dla mnie jesteś cudowną osobą, ciepłą, wrażliwą, doskonałą mamą, wspaniałą kobietką, niesamowicie dzielną i cieszącą się pomimo choroby osóbką :)

    To na pewno była tylko chwilowa rozsypka, spowodowana pewnie pogodą ;)

    3maj się gorąco :) :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Witaj. Rozumiem, że czujesz sie mniej pewnie psychicznie, kiedy ciało odmawia posłuszeństwa. Znam ten ból. Choruję od urodzenia, ale kiedyś byłam bardzo samodzielna i myślałam, że mogę góry przenosić. Długo musiałam się oswajać z myślą, że jest coraz gorzej i staję się bardziej zależna od innych. Na szczęście nie jestem sama i nauczyłam się prosić o pomoc i czasami odpuszczać, kiedy nie daję rady, bo mam na kogo liczyć. Ty również, a to jest najważniejsze. Podziwiam Cię ogromnie. Jesteś mamą, a to bardzo trudne zadanie, a jednak podejmujesz ten trud. Pozdrawiam i trzymam kciuki. http://mojadroga-blog.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Są na świecie miliony ludzi, którzy będąc zupełnie zdrowymi nie potrafią sobie poradzić z własnym życiem. I narzekają i marudzą, i zwyczajnie jakoś nie potrafią ogarnąć własnej "kuwety".A Ty swoją ogarniasz:) I mimo tego całego "gównianego" deszczu który na Ciebie spada, dajesz radę. I jakby tego było mało, potrafisz się poprostu śmiać. Na przekór chorobie, bezczelnie i prosto w jej ponure oblicze.
    Z godnością niesiesz swój krzyż.
    Ja mam 29 lat, jestem zdrowy, ponoć przystojny i dobrze zarabiam. A nie jestem tak silny jak Ty. Nie mam takiego "turbodoładowania" jakie Ty posiadasz. Zazdroszczę Ci tego. I to jest fakt.
    Masz jaja Agato! Masz jaja mastodonta;)

    PS
    Wybacz proszę, te fekalne konotacje:) I włącz sobie płytę "Cold Fact" Rodriguez'a. A najlepiej film:)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Barbara Kazana

Koniec Agaty. Tak właśnie.