O mrówkach

Cześć kochani. Wiosna? Wiosna! 

Wyszłam do ogródka, tak na boso, bez niczego. Wracam, a tu drzwi zamknięte na klucz. Utknęłam. Nie zasmuciłam się wcale, słonko świeci, koniczynki kiełkują (jeeej:) już w weekend znalazłam pierwszą czterolistną, very first one, tej wiosny). Wzięłam sobie dywanik do medytacji i usiadłam na trawie. I patrzę, co się dzieje. Stonoga przeszła, pszczółka przeleciała. Patrzę dalej. I co widzę? Dwie mrówki, chyba się kochają, no. Tak po mrówczemu sobie kopulują. Ruszają się, przemieszczają. Obserwuje sobie mrówki zastanawiając się, czemu dane mi było być tego świadkiem. 

W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę, tylko jedna mrówka się rusza. I przemieszcza. Druga nie rusza się wcale, druga nie żyje. Ta mrówka przenosiła swoją martwą koleżankę. Ciągnęła jej ciałko za łapkę (nóżkę?) dzielnie pokonując wszystkie trawy. Spadały czasem na ziemię, czasem pojawiała się jakaś przeszkoda. Mrówka walczyła z nimi dzielnie, aż widać było, jak trawa rusza się pod nimi, tak się siłowała. W pewnym momencie spadły ze źdźbła trawki. Mrówka łapie koleżankę za łapkę i próbuje wyciągnąć. Siłuje się i siłuje. Nie udało jej się. Zostawiła ciałko koleżanki i poszła sobie dalej. Ale wyobraź sobie, odeszła kawałek, poszła na około, bardziej sprzyjającą drogą i wróciła. I zabrała ciałko koleżanki mrówki. 
 
Wzruszyła mnie miłość mrówek. Bo przecież miałam rację. Kochały się. I nie tylko się kochały, ale kochały się miłością przekraczającą, to co o miłości zwykł myśleć gatunek ludzki. Ile możemy się nauczyć od mrówek… Ile w ogóle możemy się nauczyć. Wystarczą otwarte oczy i trochę otwarte serce. 

Koniczynka dla ciebie, na dobry dzień, dobrą miłość, na cokolwiek tylko chcesz <3 (be specific!;) 


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Barbara Kazana

Koniec Agaty. Tak właśnie.