Cześć
kochani. Tak się zastanawiałam ostatnio, czemu tak często szukamy u innych
potwierdzenia własnej wartości. Czemu cudze słowo, jest bardziej wartościowe
niż własne? Czemu cudza pochwała jest dla nas bardziej wartościowa niż własna?
To
proste, czemu. Wszyscy byliśmy dziećmi. Wszyscy robiliśmy rzeczy, żeby
zapracować na dobre słowo mamy, taty, pani w przedszkolu… Uczyliśmy się, co
jest od nas wymagane i całych swoich
dziecięcych sił, robiliśmy wszystko, żeby tym oczekiwaniom sprostać. Większości
z nas nikt nas nie uczył, że siłę i wartość mamy w sobie, po prostu dlatego, że
jesteśmy. Nie wzmacnia się w dzieciach postępowania w zgodzie ze sobą, szkoli
się je pod przestrzeganie pewnych standardów. OCZYWIŚCIE dla ich „dobra”, żeby
im było łatwiej w przyszłości.
Mamy
więc głęboko za-imprintowane patrzenie dookoła w potrzebie oceny, czy „dobrze”
postępujemy i jak bardzo wartościowi jesteśmy. Ilu to z nas kocha robić
prezenty/niespodzianki innym? Wierząc, że za to będą nas kochać? Ilu z nas
dostosowuje się do tego, co jest od nas oczekiwane? Czy to naprawdę, czy też w
naszej wyobraźni…
Czemu,
jak coś ugotuję i jestem z siebie dumna, że ekstra mi wyszło, jak daję
spróbować ukochanemu i jemu nie smakuje, to i mi od razu smakuje jakby trochę
mniej?
Ok,
mniejsza o czemu. Za dużo tych czemu. Pomyślmy raczej w kategoriach „co teraz”.
Wiem, że jestem piękna i dobra i nieważne, co ktoś o mnie pomyśli czy powie, to
nie zmienia nic. Wiem, tak, ale nie zawsze to czuję. Czasem, szczególnie jak
mam słaby dzień, przeglądam się w opiniach innych o mnie. Nie tylko o mnie, o
czymkolwiek, po prostu je personalizuję i odnoszę do siebie. I w taki właśnie
słaby dzień, ciężko jest myśleć, ciężko to odwrócić, bo częstotliwość już
spadła. Ale teraz jest wysoka, teraz czuję się ekstra, TERAZ to odwróćmy.
Jako
dziecko, jak się urodziłam, zanim jeszcze weszłam w fazę „uszczęśliwiania”
poprzez moje zachowanie zgodne z ich życzeniami, byłam w sobie absolutnie
zakochana. Kochałam w sobie wszystko, każdy element mojego ciała. Fascynowały
mnie paluszki, dźwięki, nawet moje odchody. Ty też, ty też taka byłaś.
Kochająca siebie, absolutnie przekonana, że jesteś idealna. Więc mamy to w
sobie, tę umiejętność kochania siebie, będąc sobą. Wystarczy tylko się do niej
dokopać. Przypomnieć sobie, że to jest możliwe. Które maleńkie dziecko myśli,
że ma za grube uda albo krzywy nos? Czy za wysoki głos? A przecież wyje, że
uszy bolą! Nikt z nas nie był wobec siebie krytyczny, dopóki nie nauczono nas
tego. Dopóki nie zaczęto nas oceniać i wymagać, żebyśmy się dostosowali do
jakiegoś tam szablonu. Jesteśmy dobrzy i piękni po prostu dlatego, że jesteśmy.
Jeśli przyjmiemy założenie, że jesteśmy wewnątrz Boga, to my TEŻ tym jesteśmy.
Może nie jesteśmy idealni, ale jesteśmy doskonali w tym, kim jesteśmy. I możemy
się zmieniać, rozwijać. Pozwólmy sobie być sobą. W momentach, kiedy mi się to
udaje, czuję się tak lekko. Czuję się wolna. I widzę, że wszyscy wokół, w tym
właśnie momencie, kochają mnie jeszcze bardziej.
Kocham
i aprobuję siebie. Życie mnie wspiera i kocha. Z miłością akceptuję swoje
decyzje, wiedząc, że jestem wolna i mogę dokonywać zmian. Jestem bezpieczna.
Pozwalam sobie być sobą. Ufam procesowi życia. And so it is.
Love
you <3 Blessing.
🌞
OdpowiedzUsuń