Posty

Wyświetlanie postów z 2012

Koniec Agaty. Tak właśnie.

Byłam u neurologa. Odwlekałam tą wizytę i odwlekałam. Z przerażeniem patrzyłam na to wszystko co się ze mną dzieje. Usłyszałam, to czego się spodziewałam – że moje SM nie ma już postaci rzutowo-remisyjnej, tylko postać postępującą. Już nie ma sinusoidy (raz lepiej, raz gorzej), tylko jest prosta w dół. Że leki, które biorę już nie działają. Że teraz albo wezmę chemioterapię (tą samą, co się bierze w złośliwym nowotworze limfatycznym i przy ostrej fazie białaczki), wyłysieję i padnę (bo nawet pacjenci z nowotworami nie są na chemii przez 2 LATA) – i to jest refundowane, albo będę sobie z własnych funduszy kupowała Tysabri - lek, który kosztuje prawie 8 tys.zł za 4 tygodnie terapii. Tak, dokładnie, 1 miesiąc leczenia jest wart więcej niż nasz samochód. Czyli na dzień dzisiejszy nierealne kompletnie, bo kto może sobie w tym kraju na to pozwolić? Nieliczni. Z 1% podatku zostało już na 3 miesiące kuracji Tysabri. Potem chemioterapia (2 lata, bo jest tak toksyczny, że więcej żaden organizm n...

Świątecznie

Obraz
Dla mnie osobiście to najpiękniejsze i najważniejsze święta w roku. Wbrew temu co opowiadają w kościele. Bo gdyby Jezus się nie urodził to nie mógłby zmartwychwstać, o.W żadnym innym momencie roku, nie ma tyle radosnych zwyczajów. Teraz to dosłownie oddycham tradycją (choinka w pokoju świeci i pachnie). W tym roku zaczynam także uczyć tej tradycji moje kochane dzieciaki - więc jest jeszcze piękniej. Ważny i piękny czas. Szczególnie że uwielbiam rodzinne spotkania, potrawy, które są raz w roku, świąteczne zapachy, dźwięki, a najbardziej - obdarowywanie bliskich. Życzę Wam, kochani, z całego serducha, aby nadchodzące Święta były dla Was chwilą oddechu. Chwilą radości i bliskości z tymi co są albo powinni być blisko. Chwilą na dostrzeżenie i docenienie tego dobra, wobec którego codziennie wszyscy zgodnie przechodzimy obok, jakby było oczywiste i dane nam na zawsze. I żeby było świątecznie. Po prostu. Przyjaciołom SM-owym życzę oczywiście, aby było zdrowiej niż na co dzień. Co roku w...

rehabilitacja dzień pierwszy

I tak oto, nadszedł i minął ten dzień. Byłam wczoraj w Serenity się rehabilitować po raz pierwszy. Pierwsza sesja ćwiczeń z przydzielonym mi fizjoterapeutą. Wrażenia ogólne bardzo dobre. Ćwiczenia niepozorne (dla osoby oglądającej), ale dla mnie trudne i (chyba - mam nadzieję) sensowne. Ćwiczyłam różne mięśnie z lekkim oporem, równowagę.. Dużo się w pół godziny zrobić nie da, ale potem zwiększymy sesje do 45 minut. I być może będę chodzić na masaże, na moje spastyczne problemy i bóle. Wszyscy byli strasznie życzliwi - od pani w recepcji, przez rehabilitanta, po inne ćwiczące osoby. Mama, która na mnie czekała też się tym zachwycała (czekając pogadała sobie z jedną panią). Dobrze wejść w takie przyjazne miejsce - od razu rodzi się wiara że nie jestem sama i innym też zależy, żeby było ze mną lepiej. Ale fakt - najbardziej zależy ode mnie. Od starań, od motywacji, zaangażowania... Także początek dobry. Ale długa droga przede mną.

rehabilitacja

Postanowiliśmy, że zainwestujemy w profesjonalną rehabilitację dla Agaty. W centrum rehabilitacji serenity, Koszty niby duże, ale sprzęt rewelacyjny. I kadra - co najważniejsze. Obiecują mi między innymi zmniejszenie spastyczności na super-urządzeniu i poprawę utrzymywania równowagi na innym nie-mniej-super-urządzeniu. I standardowe ćwiczenia. Kto wie czy nie lepsze i skuteczniejsze niż te, które wykonuję codziennie w domu... Moja mama będzie przeszczęśliwa, że w końcu podjęłam ten krok. Że będzie profesjonalniej niż tylko codzienne ćwiczenie ruchów, które mi sprawiają kłopoty. Bo obecnie ćwiczę dużo. Ćwiczę zakładanie nogi na nogę (co mi sprawia olbrzymi problem), samodzielne wkładanie nogi do wanny, podnoszenie nogi (i drugiej nogi), ubieranie się na stojąco (przeważnie kończy się zachwianiem równowagi i upadkiem (prawie kontrolowanym). Ćwiczę też gadanie, bo mowa się zmienia, robi się taka niewyraźna:( Ćwiczenia oddechowe i czytanie Jacusiowi i Asi wierszyków - podstawa. A jutro pie...

Bieżące zdrowotne - ponuro

Sirdalud. Nowy lek, który biorę na spastyczność. Działa na rdzeń kręgowy. TAKA jestem zmulona po nim. Zasypiam na siedząco. Na stojąco prawie też. Nie mówiąc o czasie gdy karmię Asię. Teraz też piszę jakby przez sen. Rozluźnia fakt. Noga lekka i plecy nie bolą. Ale chyba rozluźnia za bardzo. Mój prowadzący neurolog mnie ostatnio zmartwił. Powiedział, że na moje toaletowe problemy nie ma rady. Nie ma leków i tyle. Że jedyne co można zrobić to wszczepić jakiś elektro-stymulator pod skórę gdzieś w okolicach nerwów krzyżowych. Ale że na razie nie wiadomo czy i kiedy to będą robić w Polsce. No i trzeba by jakimś cudem zaoszczędzić kilkadziesiąt tysięcy złotych. Stymulator 35tys zł plus koszt zabiegu. Refundowany oczywiście nie jest, a jak! Czyli na razie w sferze marzeń. I cóż, być może czeka mnie teraz cewnikowanie 3 razy dziennie do czasu zabiegu…  No, to ponarzekałam, czas z dzieciakami do parku oglądać resztki kolorowych liści :) 

Kochani!

ALE to będzie radosny post. Post podziękowalny! :) Właśnie dostałam rozliczenie mojego subkonta z fundacji. W tym roku osób, które mi przekazały swój 1% podatku było 388 (w zeszłym około 160 osób)! Kochani, nie wiem jak WAM dziękować, jestem wzruszona. Kwota co prawda prawie taka sama jak w zeszłym roku (prawie 30 tys. zł) ale pomogło mi ponad 2 razy więcej osób! Jestem Wam ogromnie wdzięczna i już czuję, że ofiarowane mi przez Was pieniądze dadzą mi i dobre zdrowie i dużo niestraconych szans. I znowu to powiem będzie mnie stać na 10 miesięcy zakupu Copaxone! 10 miesięcy codziennych zastrzyków. Dzięki temu będę lepszą (bo zdrowszą) mamą, żoną, córką, przyjaciółką i we wszystkich innych rolach, które są mi dane i w których się spełniam. Chciałabym podziękować Wam osobiście, każdemu z osobna. Niestety na otrzymanym rozliczeniu konta mam tylko dane ile osób z jakiego miasta. Nie mam pojęcia kto dokładnie mi pomógł. W każdym razie dużo Was! Także potraktuj to proszę jako osobiste, szc...

Smutno mi

Co jest? Niby zima, coraz zimniej. Przez to powinnam się czuć coraz lepiej (bo chłód w mojej chorobie jest zbawienny). A noga słaba, nawet wyjście do sklepu to męka. I jeszcze te spojrzenia ludzi – „Boże, taka młoda i zadbana, a taka pijana o takiej wczesnej porze! I gorzej – MATKA z dziećmi!” Jedna babka mi przygadała wprost. Że "szok i wstyd". Cóż, przez chorobę trochę się zataczam, chód niestabilny i jeszcze zmieniona „pijacka” mowa… Ale żeby oceniać obcą osobę? Tak to łatwo ludziom przychodzi. Za łatwo. Cóż, kto wie czy na ich miejscu też bym na siebie krzywo nie spojrzała. Co ja bym zrobiła bez Karola to nie wiem. Cały czas mi powtarza, że oni tak patrzą bo jestem taka ładna. A z ludźmi co gadają wprost, każe mi się kłócić. Ale ja nie jestem taki typ, co kłóci się i walczy o opinię obcych osób. Typ nie ten, ale fakt – jest przykro. I płaczę mężowi do słuchawki. Poza tym oko boli, noga słaba, łazienkowo też gorzej… I na mnie przyszedł czas w tej „sezonowej depresji”....

Kolorowo

Ale ładna jesień, czyż nie? Chyba będzie rekordowo niski rachunek za ogrzewanie za ten październik. A i drzewka kolorowe cieszą oczy i dziwią Jacusia. Przecież dopiero co były zielone. I listki nie spadały. Co się dzieje? Fajnie musi być tak poznawać świat. Kawałek po kawałku. Ale to nie tak, że zazdroszczę własnemu dziecku, miałam swoją szansę X lat temu;) Ale fakt, Małego spacerki cieszą, lubi ubieranie na siebie dużej ilości ciuchów (sam próbuje) i zbieranie dla mamy kasztanków i listków i inne jesienne przyjemności. Ze spacerów generalnie mógłby nie wracać. Odstawiłam zioła. Źle na mnie wpływały prawdopodobnie, bo teraz jestem jak nowonarodzona. Nie na uwięzi że 8 razy dziennie trzeba pić zielsko, a i z pęcherzem się co nieco poprawiło i ćwiczyć się bardziej chce. I chce się żyć. Taka mała różnica, a tak dużo wnosi. Cóż, każda metoda leczenia – alternatywna czy nie – ma jakieś wady. Zastrzyki bądź co bądź bolą, olej lniany smakuje paskudnie, tabletki niszczą wątrobę… Teraz zos...

Małe i Mniejsze (radości i uśmiechy)

Obraz
Lepsze małe niż żadne, czyż nie? :) Dziś będzie co nieco o dzieciach. O Małym i Mniejszym. A nie tylko choróbsko i choróbsko. Małe coraz więcej gada. I cały czas mnie zaskakuje. Jak siedzi w domku z mamą, to nic tylko woła „tata, tata”, wystaje pod domofonem i czeka. A jak się budzi z tatą w łóżku, a mama idzie do łazienki to „mama, mama” na całe gardło. A jak mama nie przyjdzie natychmiast ukochać Małego to zaczyna się marudzenie na całego. Jacuś zaczął sam i z własnej woli pomagać wyjmować ze zmywarki, opróżniać pralkę, podawać rzeczy jak coś spadnie, przynosić coś jak czegoś potrzebuję… Lista jest długa, bo dziecko dobre i uczynne że hej:) A właśnie przed chwilką zobaczyłam jak go tatuś wyedukował. Przy okazji kąpieli Jacuchasama wyciąga wagę spod kibelka wchodzi na nią, waży się, schodzi, sprawdza wynik i chowa z powrotem pod kibelek. Geniusz jak się patrzy. A Mniejsze… Mniejsze się dużo, dużo uśmiecha. Polubiło kąpiele. Dziś Asiunia kąpała się„na bogato”, czyli w wanience...

Ze świata Agaty

Obraz
Świat Agaty nieposkładany, ale szczęśliwy. Zdrówko jak to zdrówko, przy stwardnieniu rozsianym trzeba mieć końskie żeby chorować. Jakoś idzie. Dzieciaki wesołe i szalone. I mądre (wiadomo po kim;) Jacusia liczba słów wzrosła na tyle że nawet nie zacytuję bo dużo dużo tego już jest. Dzisiejsze osiągnięcie? Jacuś powiedział dziękuję! Jak dostał ogórka. Zacytuję – „ciecie”. Tylko mama go zrozumie, hehe:) Ostatnio miało u nas miejsce wielkie zbieranie orzechów włoskich (mamy olbrzymie drzewo w ogródku). Nazbierałam w sumie przez 2 tygodnie dobre kilkadziesiąt kilo.   Będzie na zimę i dla rodzinki .Jacuś pomagał. Zebrał w sumie 2 orzechy i sam wrzuciło siatki. Biegał sobie po ogrodzie, a mama zbierała (jak już piszę kto, co robił, to wspomnę, że Asiunia w tym czasie przeważnie grzecznie spała).. Jacuś orzechy uwielbia, a podobno od tego mózg rośnie. A teraz się suszą na połowie powierzchni strychu. Suszą to dużo powiedziane bo jest tam obecnie około…. 10 stopni? Jeszcze nie grzej...

Dwa światy Karola i Agaty

Ostatnio zastanawiałam się, czy nie zaczął prowadzić bloga małżeńskiego. Blog o SM jest. Blog o dzieciach jest (i cieszy niezmiernie rodzinkę, która ma zdjęcia maluchów na bieżąco). A bloga, którym mogłabym się wyżyć ironicznie i autorsko o życiu brakuje… Jestem aktualnie na sterydach. Neurolog ocenił, że mam obecnie rzut choroby, który się objawia zawrotami głowy (poruszam się i zachowuję jak pijaczka:P). Biorę teraz sterydy doustnie, czyli kroplówek   nie ma, ale wszystkie inne paskudne sterydowe objawy są. I słowo narzekania nie wyszło z moich ust. A jeśli wyszło to tak pół żartem, pół serio. A męża kilka dni temu dopadła afta (tak to się pisze?). Straszne paskudztwo. I nad rodziną zawisło nieszczęście. Bo ani to się z taką aftą uśmiechnąć (bo boli!!!), ani pocałować (bo nie daj Boże cię zarażę!)… I jak tu żyć? Mąż nie w sosie, mąż cierpi, męża pocieszać trzeba… I tak sobie myślę, że jakby mój kochany mąż musiał się zmagać z rzeczami, z którymi mi przyszło się mierzyć, to by nie...

Dziękuję!

Gorąco dziękuję WAM wszystkich, dzięki których udało mi się uzbierać fundusze na jesień, żeby nie przerywać kuracji. Z jednej strony wstyd, że musiałam Was prosić o pomoc, z drugiej ogromna wdzięczność, a z trzeciej zachwyt, że tyle bezinteresownej życzliwości i dobra jest na tym świecie. Przekonałam się o tym dopiero jak zachorowałam. Nigdy nie zostałam sama i zawsze mogłam liczyć na pomoc. Pomoc i osób bliskich i nawet całkiem nieznajomych. Dziękuję dzisiaj Wam wszystkim i każdemu z osobna. Z całego serca. Brak mi słów, które wyrażą jak bardzo mi pomogliście i jak bardzo doceniam. A dobro jest wszędzie. Czekałam kilka dni temu w gdańskim szpitalu na badanie. Opóźnienie było wielkie, bo 6-godzinne. Jako, że pod szpitalem czekał na mnie mąż z dwójką maluchów, pani, która czekała tyle godzin i jeszcze w dodatku przyjechała z daleka – puściła mnie w kolejce. A każde badanie trwało co najmniej pół godziny. Brat tej pani spytał o mój numer KRS, jak usłyszał kawałek mojej historii w...

Witajcie po przerwie! :)

Chciałam dzisiaj wszem i wobec ogłosić radosną nowinę. Przynajmniej dla mnie:) Moja noga zaczyna działać, tak jak ją Pan Bóg stworzył!   Chodzę bez laski. SAMA! Może nie wygląda to najpiękniej, ale daję radę. Ćwiczę, ćwiczę i są efekty. Jestem z siebie dumna:) Od razu i humorek lepszy i dzieciakami się łatwiej zajmować i perspektywy na spędzanie wolnego czasu się poszerzają… Wykraczają już poza cztery ściany, bo dobrze sobie radzę na schodach. I od razu mnie ciągnie na plażę, na rodzinne spacery i nie tylko :) A już było ciężko i z nogą i z głową. Myślałam nawet, że mieszkanie trzeba będzie zmienić na jakieś z windą i opiekunkę zatrudnić dla maluchów… I bałam się, że moje życie się skończyło. Przynajmniej takie jakie znałam. W ogóle mój mąż mi zrobił ostatnio wspaniałą niespodziankę. Znalazł numer mojego shihana (przez diagnozą trenowałam karate kyokushin przez kilka lat) i nic mi nie mówiąc umówił się z nim. Kochany shihan dał mu dla mnie dwie koszulki, w tym z tegorocznego ...

Szczęśliwa (podwójna) mamusia

Obraz
Tak wygląda obecnie (poniżej) szczęśliwa mamusia! :) A jak się czuje? A no nie narzekam:) Trochę równowaga szwankuje i prawa noga słabo współpracuje, ale ze wzrokiem (który jest dla mnie najważniejszy) wszystko (odpukać) w porządku. I mała królewna wynagradza wszystkie niedogodności zdrowotne. Teraz mam dwójkę małych, dla których  muszę walczyć o swoje zdrowie. Także mimo po-cesarkowego stanu ciała ćwiczę codziennie i nogę i stopę. Do znudzenia. Ile tylko noga daje radę. Ale potrzebuję jakiejś motywacji, przekonania, że rehabilitacja ma dla mnie sens. Bo skoro to wszystko jest popsute na poziomie mózgu, to skąd mam wiedzieć, że ćwiczenie nogi pomaga? Blizn w mózgu nie zlikwiduje, ani nie zwiększy przewodnictwa nerwowego. Chyba muszę o to zapytać neurologa przy najbliższej wizycie (już jutro). Bo dobrze jest wierzyć, że to co się robi ma sens. Wtedy ma sens jeszcze większy. Aha, więcej zdjęć Asiuni (i Jacuchy) na blogu numer 2 - h ttp://nasz-jacus.blogspot.com/

Asiaczek już z nami!

Obraz
Urodzona w Dzień Ojca o 9:30, 3160g, 53cm. Nasza Maleńka!

Ciąża - końcówka

No i mamy 9-ty miesiąc ciąży... Ale ten czas gna. Muszę się szybko nacieszyć, bo to już ostatnia prosta. Najwięcej radości daje mi, jak Maleńka fika w brzuchu. Jak się przelewa, obraca, kopie. Nigdy tego nie zapomnę. Mamy już z Karolem mnóstwo określeń na potomka numer dwa: Asik, Asiaczek, Asiątko, Asiozaur, Kopczyca, Potwora, Potworzyca... Jacuś już nie będzie jedynakiem. Będzie pierworodny. Będzie 2+2. Będzie... właśnie, jak będzie? Nie wiadomo. Nic nie wiadomo. Ani jak dzieci, ani jak moje zdrowie po porodzie... Pozostaje tylko być dobrej myśli i nie wymyślać nowych negatywnych scenariuszy do przeżywania w głowie na okrągło (a w związku z moimi ostatnimi problemami z chodzeniem, nie jest to taka łatwa sprawa). No w każdym razie, staramy się bardzo. Ja staram się z całych sił. W końcu mam dla kogo żyć.

Wieści z mojego świata

Ale mam teraz chudy neurologicznie okres. Noga mnie boli w każdej warstwie, a zaczęło się tylko od skórnej przeczulicy. Druga noga nie chce chodzić. Zawroty głowy, jak po pijaku (w ciąży niby bezcenne, ale wcale nie…). Pęcherza nawet nie komentuję. Tutaj sztywność, tam ból oka. I zmęczenie jak solidnym treningu (tylko dlatego że jest trochę cieplej). Bezsilność. Tylko moje dziecko mnie trzyma przy zdrowych zmysłach. Bawiąc się z Jacusiem nic z tych rzeczy nie jest ważne. Tyle radości daje, że to aż niewyobrażalne. Patrzeć codziennie jak się zmienia, rozwija, cieszy. I jak mnie kocha. Może nie zapominam wtedy o wszystkim, ale perspektywa jest zupełnie inna. Łatwiej zapomnieć o własnym czubku nosa. No i muszę jeszcze dodać o wsparciu męża – nieocenione. A też mu ciężko, sporo stresów w pracy i sporo pracy w domu. Jakoś sobie damy radę. We czwórkę.

Życie

Nagle okazuje się, że wszystko, co jestem w stanie przejść, to dystans około 50 metrów. Jeszcze, że powinnam się z tego cieszyć, bo będzie tylko gorzej. I to prawdopodobnie wkrótce (wiadomo jak porody i połóg wpływają na kobiety z SM). A jeszcze rok temu mogłam przejść dowolny dystans. Jeszcze rok temu mogłam jeździć na nartach. Jeszcze rok temu.

Ciąża - polecam! hehe;)

Obraz
Uwielbiam być w ciąży. Tak, wiem, już to mówiłam. Ale dobrze jest teraz. Mam mnóstwo energii. Jeden z paskudniejszym objawów stwardnienia rozsianego, jakim jest zmęczenie, został już przeze mnie chwilowo zapomniany (jupi!). Wcześniej zdarzało się że zrobiłam małą rzecz, na przykład ugotowałam obiad i już byłam wykończona. Nieziemsko. Czasem nawet nic nie zrobiłam i byłam zmęczona, jak po całym dniu pracy. Teraz może nie robię dużo ;) ale energii mam mnóstwo. I nie tylko fizycznie, psychicznie też. Od razu się przyjemniej robi rzeczy. Jak są siły, to wszystko jest – i motywacja i radość życia. Fajnie sobie planować i marzyć, jak się nam ułoży życie z drugim Maleństwem w domku. Ma już nawet imiona (w razie jakby była dziewczynka, albo chłopiec). Ale na razie nie zdradzam;) Tylko mały problem się pojawił, ciąża niby powinna działać ochronnie przy SM, ale biorąc copaxone, który jest immunosupresyjny, cały czas jestem chora. I nie mogę się wyleczyć. A to angina, a to ostrzela… Ale nastroj...

Witajcie świątecznie:)

No i już Wielka Sobota. Wszyscy mówią "ale ten czas leci", a mi jakoś ostatnio leci bardzo powoli. Niby to źle, ale nie do końca, bo uwielbiam być w ciąży i mam dużo nowej energii:)  Malowaliście jajka? Nam się nie udało jeszcze, ale właśnie się do tego zabieramy:) I jedno będzie gęsie, jajko gigant! Chciałam Wam wszystkim życzyć bardzo radosnych i jeszcze bardziej spokojnych Świąt Wielkiej Nocy. W rodzinnej atmosferze. Takich co dadzą chwilę refleksji i wypoczynku. Pewnie wszyscy tego potrzebujemy. Buziaki świąteczne:*

Jacusiowy blog

No to się nasz synek doczekał swojego bloga! Jakoś mam potrzebę "dokumentowania" Jacusiowego życia i zdecydowanie muszę dać temu upust. A kiedyś pokażę Maluchowi. Żeby tutaj nie zanudzać Was o Jacusiowych sprawach (jako że to jest w sumie blog o mnie i naszej rodzince, a nie potomku tylko i wyłącznie). Ale jeśli kogoś interesują historie Jacusiowe, to polecam: http://nasz-jacus.blogspot.com/ Po prawej stronie też jest link, jak klikniecie zdjęcie Jacuśka. Pozdrowienia! :)
Cześć kochani! Dobra wiosna nie jest zła. I ta zmiana czasu i perspektywa coraz dłuższych dni... Coraz cieplej i koniec katarków Jacusia i początek rodzinnych spacerów... Dobra wiosna. Aha, Jacuś się nauczył sam wychodzić z łóżeczka! Head first! :P Ale za to bardzo bardzo ostrożnie i krzywdy sobie jeszcze nie zrobił. Wchodzić oczywiście potrafił już dawno:) Nawet na łóżko rodziców. I... najważniejsze! Chciałam się z Wami podzielić radosną nowiną. Jacuś będzie miał braciszka albo siostrzyczkę! Chcieliśmy poczekać jeszcze z chwaleniem się, aż się wyjaśni parę spraw, ale nie mogłam wytrzymać:)

Witajcie wiosennie!

Właśnie dostałam od Stowarzyszenia zestawienie mojego konta PLIR (Program Leczenia I Rehabilitacji). I teraz chciałabym tutaj gorąco podziękować wszystkim, którzy przelali mi darowizny na leczenie. Szczególnie gorąco chciałabym podziękować Tomkowi Sz., który regularnie, od ponad roku już (!) w każdym miesiącu przelewa mi pieniądze na leczenie. Tomek, nie znam Cię chyba, nie wiem skąd o mnie wiesz, ale tym bardziej i z całego serca Ci dziękuję! Także Tobie, Joasiu, dziękuję gorąco. I Agnieszko M., Kasiu K., Marcinie J. i Wam wszystkim, których nie znam danych osobowych (nie wiem czemu, chyba musi być zaznaczone jakieś okienko zgody, żebym poznała dane osoby, od której jest darowizna). I jeszcze Tobie, Jacek, dziękuję za nieustające wsparcie! Jeśli kogoś pominęłam – przepraszam najmocniej i dziękuję. Każda wpłata to dla mnie wielka niespodzianka i nadzieja, że ciągłość leczenia będzie zachowana. Dziękuję także wszystkim Wam, którzy wspieracie mnie w zbieraniu 1%, namawiając swoich bli...

gorzko słokie życie naszej trójki

Ale ładny dzień dziś, normalnie prawie wiosna. Aż się chce żyć:) A u nas w sumie nic nowego. Jacuś rozwija się z dnia na dzień. Robi kosmiczne postępy. Nawet 'mama' powiedział! I rwie się do chodzenia za rączki i przy meblach. Zjada wszystko z podłogi, dostrzeże nawet najmniejszy okruszek (tak, zaczynamy mieć oczy dookoła głowy). Otwiera szuflady i z ciekawością poznaje zawartość. Raz wykorzystał moją nieuwagę i wyjął z szuflady cukier i zauważyłam to dopiero jak usłyszałam dźwięk rozsypywania cukier-podłoga;) A moje zdrowie tak sobie... Oko mi zaczęło szwankować niedawno. I noga znowu. Boli i słabnie. Za tydzień-dwa, jak wyleczę infekcję, będę musiała iść do szpitala na sterydy. Chyba że jakimś cudem poprawi mi się bez... Nigdy nie wiadomo. W każdym razie pan doktor powiedział, że jest rzut i trzeba leczyć. A im szybciej tym lepiej, jak zwykle. Dobra, już nie smęcę;) To jeszcze powiem tutaj o moim kochanym mężyku. Taki jest dobry i kochany dla Jacusia i dla mnie. Zmęczony pr...

nasza Jacucha kochana

Obraz
A co tam w świecie Jacusia słychać? Kochane i mądre dziecko, rozwija się w oczach. Robi papa i brawo. Naśladuje mamę i tatę, aż miło popatrzeć. I już pokonuje wszystkie przeszkody w domu sam. Nie ma dla niego miejsc niedostępnych. Nie wystarczy zastawić dojścia - Jacek znajdzie swój sposób. A tutaj Jacuś z ciocią Anią na basenie. Wszyscy kochają Jacusia. Mama, tata, babcia Grażynka (uczy go robić cacy cacy), dziadek Eryk (och, ale kocha miny dziadka!), wujek Mariusz (mistrz rozśmieszania) i ciocia Ania (ukochana ciocia chrzestna Jacusia). Nie możemy tutaj oczywiście zapomnieć o cioci Madzi i cioci Agacie. I cioci Emilce. A najbardziej Jacusia kocha prababcia Krysia i ciocia Jasia - one to się dopiero nim zachwycają, jakby był cudem świata co najmniej;) Wszyscy kochają Jacusia! A on sam się tym cieszy i do kochania wcale trudny nie jest! :)  Agata

noworocznie

Witajcie kochani, Jak Wam mija początek Nowego Roku? U nas niestety trochę zmian. Zaczęło się od mojego małego kryzysu neurologicznego. W związku z pewnymi okolicznościami, moja prawa noga zapomniała po co jest. Odmówiła współpracy. Nagle schody się stały barierą, ba, nawet zwykłe pójście do łazienki. Ale po kilku tygodniach rehabilitacji jest coraz lepiej, chodzę już prawie normalnie. Jeszcze trochę i może nawet jakiś kulig czy coś;) W związku z moimi problemami Jacuś musiał czasowo pójść do żłobka. Ale był bardzo dzielny, dobrze to zniósł. W ogóle dziecko jest strasznie towarzyskie. Jesteśmy z niego dumni. Mimo to serce mi pęka i nie mogę się się doczekać, kiedy czas żłobkowy się skończy i wrócą czasy z mamą. Ale jeśli wszystko się dobrze ułoży, będzie to już wkrótce. Buziaki zimowe dla wszystkich! Agata