O sabotażu
Cześć kochani. Słonko świeci. A ja właśnie upiekłam swój pierwszy chlebek
z kaszy gryczanej z siemieniem lnianym. Jestem z siebie TAKA dumna. Wyszedł
ekstra.
Dziś o sabotażu. Spotkałam się z opinią bardzo mądrej dietetyczki
Magdaleny Dorko-Wojciechowskiej, że przyczyną stwardnienia rozsianego jest tak
naprawdę sabotowanie własnej osoby.
Po ponad dekadzie „bycia w tym” mam swoje teorie, co się przyczyniło do
mojego SM. Takie jak: wirus Epstein Barr-a (mononukleoza w dzieciństwie),
szczepienie na WZW B niecały rok przed diagnozą, borelioza w liceum, dieta
oparta na glutenie… Nie sądzę, żeby czynnik był jeden, jedyny, właściwy i
bezpośredni. Myślę, że raczej dużo czynników zagrało razem, nałożyło się na
siebie i o – diagnoza SM, 2007 rok.
Z przyczyn duchowych, które były pierwotne względem przyczyn fizycznych
będzie mój nieszczęsny paradoks. Już o tym pisałam jakiś czas temu – skonfliktowane
przekonanie, że z jednej strony jestem kreatorem, tworzę mój świat, a z drugiej
na TYLE rzeczy nie mam wpływu, dzieją się one bez mojej świadomej kontroli. Jestem
coraz bliżej rozwiązania tego paradoksu. Proste rozwiązanie, zaufać. Proste,
ale nie do końca łatwe. Idzie mi coraz lepiej. Coraz mniej się szarpię, coraz
bardziej płynę i ufam.
Pewnie to nie jedyny czynnik duchowy. To, co dziś usłyszałam od pani
Magdy, bardzo mną poruszyło. Czy ja się przypadkiem nie sabotuję? To znaczy
sabotuję się ewidentnie, choroba jest na to dowodem, tylko CZEMU? Czemu ma to
służyć? Czego ma mnie nauczyć? Czego się boję? Jaka będę jeśli przestanę? I jak
przestać?
Prawda, że ekstra pytania:)? Odpowiedź przyjdzie. W końcu już pojawiło
się pytanie, co implikuje że odpowiedź jest dostępna. Że jestem na nią gotowa. Kocham
się zmieniać. Kocham czuć się coraz lepiej. W tym ciele, w tym hologramie.
Kocham życie. Życie mnie kocha. Wszystko dobrze w moim świecie. Wszystko dzieje
się dla mojego najwyższego dobra i największej radości. Jestem bezpieczna.
Kocham Was bardzo, miejcie DOBRY dzień <3
Komentarze
Prześlij komentarz