Living my karma
Znowu tu jestem. W miejscu, gdzie czuję, że już nie chcę tutaj nic, że już mi wystarczy. Ale tym razem to ostatni raz. Nie buntuję się. Widzę większy obrazek. Ale choćbym go sobie powiesiła na ścianie, nie poczuję się lepiej. Mogę sobie go nawet powiesić między przysadką mózgową, a czubkiem głowy i DALEJ nie czuję się lepiej. Niezależnie, jak się czuję, TAK, zrobię, co mam zrobić. Przejdę przez to, choć tak bardzo nie chcę. Choć tak bardzo chcę do domu (och, biedna ja). Zrobię, co obiecałam. For the highest good of all life everywhere. Dotrzymam słowa. Dam radę, bo to wszystko jest tymczasowe i wiem, że w końcu się skończy. I nawet nie muszę robić procesu dezintergacja --> integracja na wyższym poziomie (no to już było!). Dam radę i tak. Ale tym razem… teraz... Teraz, już nie oczekuję nic. Nie spodziewam się niczego i na nic nie mam nadziei. Będę karna, będę dobra, będę słuchać (O tak, ja słucham. Słucham cały czas. I nawet jestem słyszana. I rozumiana. I kochana.), bę...