Wiosna
Jestem :) Wiosna. Żegnajcie długie spodnie! Do zobaczenia w
październiku. Cześć moje sukienki, tęskniłam. Właśnie zaczyna się miesiąc
społecznego potępienia mojego chodzenia z „gołymi nogami” jak jest „przecież
jeszcze tak zimno”. A to słońce jest „takie zdradliwe”. Uśmiechania się i
mówienia „no właśnie, co mi strzeliło do głowy!”
Kiedyś tak bardzo chciałam się dostosować do społeczeństwa.
Tak bardzo chciałam należeć. Potem… Potem doszłam do wniosku, że po pierwsze –
wcale nie muszę. Mogę WSZYSTKO obok. A po drugie – że jak nie znajdę w sobie –
nie znajdę w ogóle. Niezależnie czego szukam.
Aktywistom, co to chcą „zmieniać świat” bo „tak przecież nie
może być!”, z którymi mocno empatyzuję, bo sama mam swoistego „wewnętrznego
aktywistę”, który mnie czasem popycha do różnych rzeczy, powiem – „What if the
broken thing isn’t fixable by you? Wouldn’t be more useful to learn how to work
around the broken thing rather than to be trying to fix it?”
Herbatkę dostałam moją ulubioną. Piję sobie i rozmyślam.
Kto to był, co powiedział „It is no measure of health to be
well adjusted to a profoundly sick society”…? Krishnamurti?
PS. Zamiast niedzielnego winka/piwka polecam: 1 litr ciepłej
wody + 2 łyżeczki różowej soli (himalajskiej). Wypić przez 15 minut. Detoks. Może
to dla siebie zrobisz?
PS też. Szklanka do połowy… PEŁNA. Że aż się wylewa. Jeeej.
Zrobiłam dobrze! Ale to dobrze. Dobrze, że w siebie wątpię. Pokora pomaga ciut
uważniej. Iść. Być.
Kto mnie wczoraj odwiedził? Hihi |
Komentarze
Prześlij komentarz