Portret rodzinny
Idealna rodzina. Kochająca bezwarunkowo. Zapewniająca poczucie
bezpieczeństwa, bycia kochanym, zaopiekowanym. To wcale nie jest taka oczywista
rzecz. Jak masz – doceń. Tak się zastanawiam. Skoro byłam wychowana w TAKIEJ
rodzinie, otoczona miłością, bezpieczna. Gdzie każda moja potrzeba była
spełniana, zanim się jeszcze pojawiła… Gdzie nawet nie przyszłoby mi do głowy, że to nie jest oczywiste, że ktoś inny może mieć inaczej... Skąd wobec tego wzięły się moje problemy
z miłością własną, z akceptowaniem pomocy itp? Przecież powinnam wyrosnąć na „zepsutą”
i pewną siebie osobę…
Może nasze problemy nie biorą się tylko z okoliczności w
jakich przyszło nam żyć? Z dramatów jakie funduje nam świat naszych czasów? Może
nasze traumy leżą głębiej? Może lecząc przeszłość, chociażby analizując ją do
bólu i „przeżywając” jeszcze raz… bądź też używając bardziej zaawansowanych
technik „leczenia głowy”… ślizgamy się
tylko po powierzchni? Nie mam cudownej recepty. Nie mam nawet teorii. Ale myślę
sobie… I tak naprawdę… mam jedną teorię. Ale nie przemówiłaby do was, więc wam
daruję ;) Powiem tylko… może nic się nie dzieje bez przyczyny? Może wszystko ma
swój wyższy cel, nawet jeśli tu, na dole, nie jesteśmy go w stanie dostrzec?
Może nasze życie jest zaprojektowane tak, żeby służyło nam najlepiej? Żebyśmy
odkryli swój najwyższy potencjał. Może nawet autorami tego projektu byliśmy my
sami? (ok, tutaj może „pojechałam” zbyt odważnie, starczy;) I nie, nie mówię
tylko do biednych „ofiar” rodzinnych dramatów, dzieci z rozbitych domów itp.
Mówię też o moim SM.
„Jaki jest twój ulubiony kolor, Jacek?” „Czerwony,
pomarańczowy i żółty. W TEJ kolejności!” Mądre dziecko. Wszystko po kolei.
Kupiłam ziemię, nowe doniczki. Dziś przesadzamy kwiatki. Coś
czuję, że ta ziemia będzie wszędzie. Ale jest też potencjał całkiem dobrej
zabawy. Asia kocha kwiatki. A Jacek będzie miał doświadczenie z cyklu „nauka
(wrażliwości) poprzez zabawę”. Podobno - najskuteczniejszy sposób uczenia dzieci
czegokolwiek. Pomaga też obserwowanie dziecka i podążanie za jego inklinacjami,
jakiekolwiek by one nie były. Wtedy potencjał „wzrostu” jest NIESKOŃCZONY. To dotyczy też ciebie. Gdzie TWÓJ „potencjał wzrostu”
jest nieskończony?
Komentarze
Prześlij komentarz